– Wisła przyjechała się przede wszystkim bronić, a nam brakowało armat – to pomeczowe słowa Piotra Szwajlika, szkoleniowca Spójni, który ostateczny bezbramkowy rezultat uznał za sprawiedliwy. – Nie straciliśmy gola na wyjeździe, a to zawsze zasługuje na uznanie. To dla nas dobry wynik osiągnięty po niezłym meczu – ripostuje opiekun ekipy ze Strumienia Dariusz Kłoda.

Zgodność w trenerskim opiniach ma niejako potwierdzenie w sytuacjach bramkowych. Spójnia bliżej gola była w premierowej połowie, gdy złą decyzję w ważnym momencie podjął Tomasz Śleziona, bądź też przy strzale Sebastiana Nowaka, z którym poradził sobie Bartosz Grabowski. Po pauzie z kolei lepsze szanse mieli goście. Artur Miły pomylił się na finiszu akcji w znacznej przewadze liczebnej, szczęścia i precyzji zabrakło Arturowi Pryczkowi, a dobre dośrodkowanie Rafała Ustaszewskiego nie znalazło „domknięcia” ani ze strony Pryczka, ani też Bartosza Wojtkowa. Zebrzydowiczanie łapali się za głowy z zawodu po strzale Piotra Pastuszaka.