Do 24. minuty meczu w Łęcznej utrzymywał się wynik bezbramkowy. I choć gra nie zwiastowała, że żywczanki mistrzynie pokonają, to jednak uniknięcie pogromu zdawało się całkiem realne. Gra przyjezdnych zupełnie załamała się w końcowym kwadransie owej połowy, gdy Aleksandra Komosa aż 5-krotnie (!) skapitulowała. – Coś takiego nie powinno się przydarzyć. Ustawiliśmy krycie pod Ewelinę Kamczyk, a ta strzeliła nam 4 gole... – tłumaczy szkoleniowiec rozbitej ekipy z Żywca Robert Sołtysek, który przyznaje, że zgodne z przedmeczowymi założeniami było tylko pół godziny niedzielnego spotkania.

Stan końcowy? 8:0 na korzyść Górnika, zdobywającego wiele bramek z niebywałą łatwością. – Wynik mówi sam za siebie. Komentarz jest w zasadzie zbyteczny. To straszna, druzgocąca dla nas porażka – kwituje najwyższą rozmiarowo porażkę w swej przygodzie z futbolem rozgoryczony trener Mitechu.