Radość była przeogromna po ostatnim gwizdku sędziego. Zaczynamy świętowanie, gdyż zasłużyliśmy na to - zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Co do samego meczu, Podhalanka walczyła, póki miała siły. W nasze szeregi wkradło się trochę nerwowości, zapewne przez presję wyniku, ale po strzelonej bramce wróciła nasza pewność siebie – mówi Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Górala, który – wobec porażki Koszarawy z Sołą Rajcza (0:1) – po ostatnim gwizdku arbitra mógł otwierać szampany i celebrować awans do IV ligi. 

 

Początek spotkania nie zwiastował jednak tak wysokiej wygranej żywczan. Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby w 2. minucie Rafał Pawlus nie obronił groźnej próby Mateusza Pytla. Góral w początkowej fazie meczu miał problemy z konstruowaniem składnych, ofensywnych akcji. W końcu jednak Maciej Łącki w 45. minucie pokonał bramkarza Podhalanki ładnym strzałem z okolic "16". To dodało skrzydeł ekipie z Tetmajera. 

 

 

Zaraz po zmianie stron Góral podwyższył rezultat. W obrębie pola karnego Podhalanki faulowany był Łącki, a z 11. metrów celnie przymierzył Grzegorz Szymoński. Doświadczony napastnik na listę strzelców wpisał się ponownie, nieco ponad 10 minut później. Na tym jednak żywczanie nie zamierzali poprzestać. W 70. minucie Damian Berek popisał się precyzyjnym uderzeniem po tzw. długim rogu, a dzieło zwieńczył w 77. minucie Maciej Pułka. 

 

Utrudniliśmy zadanie Góralowi, szczególnie w pierwszej połowie. Mógł ten mecz zupełnie inaczej się potoczyć... Szkoda. Niemniej, nie położyliśmy się przed drużyną z Żywca – ocenia Mariusz Kozieł, trener Podhalanki.