W futbolowym środowisku gruchnęła nie tak dawno wieść o możliwych przenosinach kilku piłkarzy na kursie z Brennej do Kończyc Wielkich. Spekulacje dalekie od prawdy? A może jednak klasyka okresu transferowego? – Rzeczywiście taki temat był. Kilku zawodników skuszonych zostało wizją pracy ze szkoleniowcem cenionym i przymierzanym co rusz do klubów z wyższych lig, ale zdecydowali się ostatecznie pozostać u nas – wyjaśnia na wstępie Przemysław Meissner, szkoleniowiec Beskidu.
 



Bez ogródek przyznaje zarazem co przesądziło o utrzymaniu kadrowego status quo w Brennej. – Jest takie mądre przysłowie – „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Breński klimat jest niepowtarzalny, a wysoką formę osiąga się tu nie tylko na piłkarskich treningach – uśmiecha się nasz rozmówca, którego również co po niektórzy wiązali tej zimy z przenosinami po blisko 15 latach spędzonych w Beskidzie. Tu ślad prowadzić miał aż do... stolicy, gdzie trener Meissner istotnie przebywał. – To jeszcze nie czas na tak radykalne zmiany. Gdzie może pracować się lepiej, niż w Brennej? – dodaje szkoleniowiec.

Do wspólnej pracy treningowej reprezentanci a-klasowicza wraz ze swoim dotychczasowym opiekunem powrócą już w przyszłym tygodniu. W lutym przystąpią do gier sparingowych, o których więcej niebawem.