
Z Demjanem na trybunie
17 milionów mieszkańców. Z tego około 1,5 miliona regularnie jeździ na nartach. Gdzie tak masowo kochają ten sport? Pewnie w jakimś kraju alpejskim. Austria i Szwajcaria. Nie! W nizinnej Holandii, gdzie w różnych miejscowościach wybudowano prawie pół setki ośrodków narciarskich do zjeżdżania na specjalnych matach. I wcale niepotrzebny jest do tego śnieg.

Jeździłem na stacji narciarskiej w Dortrecht koło Rotterdamu. Tam kreatorem tego przedsięwzięcia jest nasz człowiek z Beskidów, Janusz Czarnota. Człowiek z Żywca. Od 30 lat mieszkający w Holandii. Biznesmen i przyjaciel sportowców. W Holandii jest prezesem Klubu Olimpijczyka. W czasie studiów był prezesem Akademickiego Klubu Narciarskiego w Katowicach. W swoim ośrodku narciarskim gościł wybitne gwiazdy polskiego futbolu takie, jak Jerzy Dudek, Włodzimierz Smolarek, Tomasz Rząsa, Marek Saganowski. Janusz Czarnota jest częstym gościem na meczach drużyny siatkarek BKS i piłkarzy Podbeskidzia. Jego marzeniem jest wybudowanie w Bielsku-Białej całorocznego, zamkniętego w formie hali sportowej z naturalnym śniegiem, stoku zjazdowego do uprawiania narciarstwa. Takich obiektów całorocznych w Holandii jest około 10.
Ale nie na narty, lecz na spotkanie z Robertem Dejmanem pojechałem w tamte strony. Dzisiejsze czasy to łatwość przemieszczania się. Samolot z Katowic do Eindhoven w Holandii leciał niewiele dłużej niż jedzie pociąg z Bielska-Białej do Katowic. Ta łatwość przemieszczania dotyczy też znakomitych autostrad. Więc nie mogłem nie skorzystać, aby odwiedzić w pobliskiej Belgii króla strzelców ubiegłego sezonu polskiej Ekstraklasy. Futbolisty, za którym tęskni całe Bielsko – Roberta Demjana.
Rozmawiałem z Robertem, który serdecznie i gościnnie przyjął mnie w Beveren. Niestety, Roberta nie oglądałem na boisku, gdyż w meczu niedzielnym 1 września z Bruggią zasiadł na trybunie, bo nie zmieścił się w meczowej „18”. Nie ma co ukrywać – sytuację ma mocno niekomfortową. „Jak tak dalej pójdzie, to zimą będę chciał wrócić do Podbeskidzia” – mówił do mnie Robert Demjan. Gospodarze, a więc drużyna Beveren, zespół Demjana przegrał u siebie 1:2. Powiem szczerze – mecz stał na słabym poziomie. Większe emocje były w otoczce meczu, na trybunach. Na niewielkim stadionie, położonym w rolniczej, sielskiej okolicy zasiadło około 7 tysięcy widzów i paruset kibiców przyjezdnych. Widzę, że nienawiść kibiców różnych drużyn do siebie to nie tylko polska specjalność. Nerwowe, wzajemne ubliżanie fanów obu drużyn, a nawet incydenty rękoczynów. Kłęby dymu papierosowego i lejące się strumieniami piwo podkręcało atmosferę.
Demjanowi nie jest łatwo w Beveren. To niewielka mieścina i bardzo ograniczone życie towarzyskie. Bariera mentalności, języka, obyczajów sprawiają, że Robert jest szczęśliwy w tym miejscu, ale głównie za sprawą żony i dzieci. Bo sportowo nie może przekonać do siebie trenera.
W trzy dni mojego pobytu w Belgii i Holandii odwiedziłem trzy stadiony. Przede wszystkim znakomity, nowoczesny obiekt Phillipsa w Eindhoven. Nowoczesny, zmodernizowany, tętniący sportowym i biznesowym życiem. Nawet wtedy, gdy nie jest rozgrywany mecz piłkarski. Rozczarował mnie bardzo Feyenoord Rotterdam, gdzie z 40 tysiącami kibiców oglądałem zwycięski mecz nad Rodą Kerkrade 4:0. Stadion bez telebimów, z podchmieloną publicznością. Nad trybunami unosił się, jak niektórzy mówili, zapach dymu tytoniowego i nie tylko. A więc stadiony różne. Nowoczesny Eindhoven i mocno nieświeży Feyenoord. No i ten obiekt wśród miłego, wiejskiego krajobrazu w Beveren. Taka polska Nieciecza.
Po tych futbolowych doświadczeniach z wyjazdu do Holandii i Belgii będę patrzył życzliwszym okiem na te wszystkie okoliczności – obiekty, poziom sportowy i kibiców na stadionach polskiej Ekstraklasy. Bo za nasz poziom sportowy i infrastrukturę stadionową oraz doping kibiców nie mamy się czego wstydzić. A Robert Demjan to świetny facet, świetny sportowiec, znakomity ojciec i mąż. Człowiek kochający Bielsko-Białą i pamiętający o swoim poprzednim klubie, z którego wyszedł do europejskiego futbolu. Życzyłem mu, by spełnił się jego futbolowy sen, w którym z Żyliny przez Bielsko-Białą wkroczył na stadiony futbolowej Europy.
Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski