O kolejnym meczu „Górali” w T-Mobile Ekstraklasie, bardzo ważnym triumfie w Wielkopolsce, w felietonie komentatora sportowego Bożydara Iwanowa dla naszego portalu. Z nożem na gardle, oczywiście. Nie macie wrażenia, że Podbeskidzie gra lepiej, odważniej, gdy szanse na utrzymanie są mniejsze? A rywal wygląda na trudniejszego niż zwykle? Jak to jest możliwe, że ostatni zespół ligi wygrywa na obiekcie kandydata do mistrzostwa Polski? Przecież Lech w przypadku zwycięstwa ciągle wywierałby presję na Legii. A ta miałaby wyjazd do Ruchu i mecz ze Śląskiem u siebie. Walka o tytuł mogłaby toczyć się do ostatniej ekstraklasowej niedzieli…

Gratuluję chłopakom, bo na Bułgarską wyszli z… nożem nie przy gardle, ale skierowanym przed siebie. Że byli w stanie i chcieli atakować, że w akcjach ofensywnych pojawiało się czasem nawet pięciu ludzi. Każdy gotowy i chętny, by dostać piłkę. Ryzyko? Owszem, było duże. Lech miał w tym pierwszym okresie dużo sytuacji, ale kto nie ryzykuje, kawioru nie je… Podbeskidzie zaczęło tak przekonująco, jak Dortmund otwierające dwadzieścia minut z Bayernem w finale Champions League. Z jednym zastrzeżeniem, że Borussia w tym okresie nie wpuszczała rywala pod swoje pole karne, a „Górale” jednak parę razy w opałach byli. Ale wróćmy na ziemię…

Gdyby nie fantastyczna, wręcz heroiczna postawa Richarda Zajaca i pewność Bartłomieja Koniecznego, mogło być różnie. A przewrotki Bartka przy pierwszym golu Fabiana Paweli nie powstydziłby się największy polski specjalista od „nożyc” Marcin Mięciel.

Największym zmartwieniem był jednak środek pola, pozbawiony pauzującego za kartki Dariusza Łatki. Czesław Michniewicz długo zastanawiał się jak go zestawić. Pojawiały się nawet pomysły, by obok Antona Slobody zagrał Dariusz Pietrasiak albo Marek Sokołowski. Ale tak można by było grać, gdyby „Górali” zadowalał remis. Szkoleniowiec Podbeskidzia postawił więc na Adama Deję i trafił w dziesiątkę. Ten młody chłopak nie przestraszył się wielkiego stadionu i faktu, że blisko niego biegały takie tuzy, jak Murawski, Trałka czy Hamalainen. Owszem, miał parę strat, ale to było nieuniknione. Zdał ważny egzamin. Teraz tylko trzeba utrzymać taką formę.

Fabian Pawela w efektowny sposób odkupił winy za czerwoną kartkę z Zagłębiem. Dziś widać, jak bardzo go brakowało przez dwie poprzednie kolejki. Wreszcie grał bliżej Roberta Demjana i także dlatego zespół stwarzał pod bramką „Kolejorza” większe zagrożenie.

Kolejka ułożyła się jednak tak, że ciągle sytuacja jest bardzo ciężka. Nie wszystko zależy od Podbeskidzia. Bardziej od komisji licencyjnej i tego, jak punktować będą zespoły, które ciągle są zagrożone. Po meczu z Pogonią będziemy wiedzieli więcej…