… ponownie musieli pogodzić się ze stratą punktów na własnym boisku, choć mecz rozpoczęli pomyślnie od znakomitej sytuacji Karola Kubieńca, który piłkę „wyplutą” przez Rafała Jacaka skierował nad poprzeczką. W 10. minucie miejscowi zdobyli prowadzenie za sprawą Marka Zuziaka, główkującego po dokładnej „centrze” Marcina Byrtka z rzutu wolnego. Ponownie dzierżyli je w minimalnym rozmiarze od 32. minuty, gdy golkipera WSS pokonał Kacper Mazur z asysty Kubieńca z prawej flanki. Trafienia te przedzielił premierowy dziś gol Pawła Leśniewicza, finalizującego wrzutkę Jakuba Marekwicy. I mimo iż przerwa nastąpiła przy stanie remisowym, wszak ponownie w 43. minucie skutecznością błysnął Leśniewicz po asyście Wojciecha Małyjurka, to jednak gospodarze pozostawili po sobie lepsze wrażenie w porównaniu do zespołu z Wisły. – Zawodnicy GKS-u byli żywsi, zdecydowani na atak i konkretniejsi w budowaniu akcji. My graliśmy poniżej oczekiwań i mogliśmy się cieszyć, że do przerwy nie przegrywaliśmy – przyznaje Patryk Pindel, szkoleniowiec wiślańskiej drużyny.

Role po zmianie stron nieco się odmieniły, także w aspekcie uzyskiwania przewagi. W 52. minucie ponownie akcja w duecie Małyjurek-Leśniewicz dała piłkarzom WSS okazję do unoszenia rąk w górę, co tylko uczyniło sobotnią rywalizację ciekawszą. Nie sposób jednak pominąć fakt, iż gdyby Patryk Kłyszyński znakomitej okazji na wstępie rewanżowej odsłony nie zaniechał, to i tym razem przyszłoby zespołowi z Wisły niwelować dystans. Co jasne, do odrabiania straty zerwać się radziechowianie musieli. Ich zapędy często były przerywane, w następstwie tych zajść przyjezdni „zarobili” sporo kartkowych upomnień. Na pracę arbitra narzekali, gdy w 60. minucie domagali się podyktowania rzutu karnego po starciu w „16” z udziałem autora hat-tricka. Kwadrans później protesty znów się pojawiły. Futbolówka po strzale Mateusza Janika, wieńczącego podania Kacpra Mariana wzdłuż bramki, znalazła drogę do siatki bramki strzeżonej przez Jacaka, z czym goście sygnalizujący pozycję spaloną nie mogli się pogodzić.

Sam emocjonujący finisz widowiskowego meczu to wyborne bramkowe szanse dla „Fiodorów”. Próbę Byrtka na 10 metrze zablokowali obrońcy, a piłka poszybowała ponad celem, w 84. minucie Marian nie trafił do siatki z ostrego kąta, zaś w minucie 87. Janik przegrał konfrontację z „Majdanem”. Wiślanie w tym fragmencie odgryźli się szarżą Daniela Bujoka zwlekającego zbyt długo z decyzją oraz niecelnym strzałem Andrzeja Górniaka.

– Ogólnie oceniając to punkt na takim terenie jest do uszanowania, ale czujemy niedosyt. Kilka rzeczy, których brakowało nam w pierwszej części nakreśliliśmy sobie w szatni i wypadliśmy znacznie lepiej po powrocie na boisko. Mamy odczucie, że rywalizowaliśmy nie tylko z przeciwnikiem, ale i decyzjami arbitrów, które dziś nas niestety pogrążyły – dodaje Pindel.

Nastroje w szeregach GKS-u też bynajmniej szampańskimi nie były... – Bardzo dobrze zaczęliśmy, ale później traciliśmy bramki w najgorszych możliwych momentach. Nierówny był to mecz w naszym wykonaniu i to zaważyło, że nie sięgnęliśmy po komplet punktów – zaznacza Sebastian Gruszfeld, trener gospodarzy.