O pierwszych trzech kwadransach Górale chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Bielszczanie, mówiąc kolokwialnie (tudzież pisząc), nie wyszli z szatni i już po 60 sekundach gry stracili gola. Zupełnie niepilnowany Jesus Jimenez znalazł się w sytuacji sam na sam z Martinem Polackiem i umieścił piłkę pomiędzy jego nogami. Słowacki bramkarz nie popisał się także w 18. minucie, gdy złapał podanie od Jakuba Bierońskiego. Na szczęście bielszczan, rzut wolny pośredni nie przyniósł konsekwencji w postaci straconej bramki. Co innego "potraktowanie" z łokcia jednego z zawodników Górnika przez Dmytro Bashlaja. Arbiter po wideoweryfikacji VAR wskazał na "wapno", a z 11. metrów nie pomylił się Jimenez. 

Zabrzanie nie zamierzali jednak na tym poprzestać i do szatni wymierzyli Góralom jeszcze jeden cios. Znów fatalny błąd popełniła defensywa Podbeskidzia, po tym jak Piotr Kowalczyk znalazł się na czystej pozycji i z 5. metra zamknął dośrodkowanie z lewej strony boiska.

O niebo lepsza była w wykonaniu Podbeskidzia druga część meczu. Trudno było wierzyć w odrobienie strat przez Górali, ale Kamil Biliński dał kibicom swej drużyny ku temu spore nadzieje. Wpierw w 57. minucie zachował się jak rasowy snajper, gdy mocnym strzałem wykończył akcję Łukasza Sierpiny, a w 82. minucie były napastnik Wisły Płock wykorzystał z zimną krwią błąd bramkarza Górnika. 

Wszelkie wątpliwości rozwiał w doliczonym czasie gry niewątpliwie zawodnik meczu, Jimenez. Hiszpan skompletował hat-tricka po tym jak "zabawił" się z obroną Podbeskidzia i strzałem z tzw. fałsza zaskoczył Polacka.