
Piłka nożna - I liga
"Za krótko pracowałem w Podbeskidziu"
Tomasz Świderski w lipcu po latach rozbratu wrócił do Podbeskidzia Bielsko-Biała, aby współtworzyć sztab szkoleniowy bielskiej drużyny. Po kilku miesiącach pracy został jednak zwolniony wraz z pozostałymi asystentami Dariusza Dźwigały. Swojego niezadowolenia tym faktem nie omieszkał ukryć w rozmowie z naszym zaprzyjaźnionym serwisem - Sportem Śląskim.
SportSlaski.pl: Ponad dwa miesiące temu, po porażce na otwarcie Stadionu Miejskiego 0:1 ze Stalą Mielec wraz z trenerem Dariuszem Dźwigała oraz pozostałymi asystentami został pan zwolniony z pełnienia obowiązków na rzecz Podbeskidzia. Odpoczywa pan od piłki czy wręcz przeciwnie?
Tomasz Świderski: Odczuwam niedosyt, ponieważ czekałem na powrót do pracy w roli trenera, doczekałem się, ale krótko pracowałem w Podbeskidziu. Nie mam jednak do nikogo żalu. Takie jest życie, taka jest specyfika tej pracy. Miałem czas na odpoczynek, miałem i nadal mam czas na wiele rzeczy, na które pracując w zawodzie czasu nie miałem. Ciągle jestem blisko piłki nożnej. Oglądam mecze, uczestniczę w szkoleniach, byłem na stażu u trenera Jacka Zielińskiego, w Krakowie spędziłem tydzień. Z optymizmem patrzę w przyszłość i czekam na oferty.
SportSlaski.pl: W ostatnim czasie pojawiły się takowe?
T.Ś.: Prowadziłem różne, niewiążące rozmowy, do konkretów nie doszło. W życiu potrzebna jest odrobina szczęścia. Czasami trzeba znaleźć się we właściwym miejscu o właściwej porze. Czekam na oferty, a w tym zawodzie raz czeka się dłużej, raz krócej. Pracowałem m.in. jako asystent w Podbeskidziu oraz klubach z Bytowa i Świnoujścia, ale nie wykluczam pracy w niższych ligach w roli pierwszego trener. Tak jak wspomniałem, czekam z optymizmem na oferty.
SportSlaski.pl: Gdy Dariusz Dźwigała przejmował Podbeskidzie mówiono o planie dwuletnim zakładającym awans do Ekstraklasy. Niebawem pan dołączył do sztabu, który w październiku z powodu niezadowalających wyników ostał zdymisjonowany. Spodziewaliście się takiego obrotu spraw po serii słabszych spotkań?
T.Ś.: Zaczynając pracę w roli asystenta trenera Dźwigały nie rozważałem takiej możliwości. Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko rozstaniemy się z klubem. Oczekiwania były bardzo wysokie, w związku z tym presja także. Być może niektóre rzeczy mogliśmy zrobić inaczej, na pewno kilka lepiej, być może mogliśmy podjąć kilka innych decyzji, ale nie chciałbym do tego wracać. Naszą postawę analizowałem, a wyciągnięte wnioski wykorzystam w przyszłości. Postawiliśmy na takich, a nie innych zawodników z różnych względów. Wydawało się nam, że ten zestaw ludzki powinien sprostać zadaniu. Niestety jako zespół nie sprostaliśmy mu. Po zmianie trenera wyniki nie poprawiły się natychmiastowo, bo to nie jest takie proste. I liga, to trudna liga, w której gra wielu dobrych piłkarzy. O awans nie jest łatwo. Przykład GKS-u Katowice o tym świadczy. Więcej przeczytasz klikając TUTAJ.