Za wrażenia i walkę punktów nie ma
Drużynie Podbeskidzia nie można odmówić, że postawili się faworyzowanej Lechii Gdańsk, która walczy o powrót do Ekstraklasy. Nie można odmówić Góralom, że walczyli i mieli swoje okazje. Za to jednak punktów w piłce nożnej nie ma, a tych Podbeskidzie potrzebuje jak tlenu, w kontekście walki o utrzymanie. Po raz kolejny w tym sezonie bielszczanie upuścili z rąk prowadzenie i musieli uznać wyższość rywala.
Obie drużyny miały swoje cele na przeciwległych "biegunach" tabeli. Lechia, chcąc starać się o bezpośrednią promocję do Ekstraklasy, nie mogła sobie pozwolić na stratę punktów w Bielsku-Białej. Podbeskidzie natomiast jest w bardzo trudnej sytuacji, jeśli chodzi o walkę o utrzymanie, w sobotę zapunktowały Polonia i Chrobry Głogów, dlatego każda zaliczka punktowa była dla Górali cenna. Swój plan zrealizowali gdańszczanie, którzy pozostają jedynym zespołem z kompletem zwycięstw po 4. wiosennych kolejkach w I lidze.
A wcale tak nie musiało być. Górale zagrali całkiem niezłe spotkanie, było widać przede wszystkim pomysł na przeciwnika, co zaowocowało prowadzeniem na koniec pierwszego kwadransa. Świetny kontratak i przytomne podanie Maksymiliana Banaszewskiego celnym uderzeniem z okolic 16. metra zakończył trafieniem Bartosz Bida. Prowadzenie Górale dowieźli do końca pierwszej połowy, choć Lechia miała swoje okazje, aby ten stan rzeczy zmienić. Najlepszą z nich odnotowano w 34. minucie. Wówczas to spektakularnym "pudłem" wykazał się Camilo Mena, który z bliskiej odległości przeniósł piłkę nad bramką.
Na drugą połowę wyszedł odmieniony zespół Lechii i bielszczanie przestali dotrzymywać kroku rywalowi. Sygnałem "ostrzegawczym" była sytuacja byłego zawodnika Podbeskidzia, Tomasza Neugebauera, który trafił w 49. minucie w słupek. 120 sekund później naszedł już jednak konkret ze strony gości. Ivan Zhelizko celnie przymierzył z rzutu wolnego. W 59. minucie Lechia po raz drugi trafiła do siatki Górali, jednak tym razem Sebastian Krasny gola nie uznał - spalony. Co się odwlecze... W 80. minucie Kacper Sezonienko pokonał Patryka Procka, który po raz kolejny pokazał, że stabilność to określenie niepasujące do tego bramkarza, wszak po raz kolejny przeplata świetne interwencje z wpadkami i w tej sytuacji ewidentnie "przysnął" przy główce 20-latka. Więcej goli nie odnotowano w tym spotkaniu, a gospodarze musieli pogodzić się z porażką.
Wcześniej jednak Podbeskidzia miało szansę, aby namieszać w tym starciu. W 63. minucie "setki" nie wykorzystał Maksymilian Sitek, która powinna zakończyć się golem.