W miniony weekend Spójnia przegrała w meczu inauguracyjnym sezon 2020/2021 IV ligi śląskiej. Ekipa z Landeka musiała uznać wyższość Jedności Przyszowice, które wygrały 1:0. Gra Spójni była jednak obiecująca - brakowało tylko skuteczności. - Waliliśmy głową w mur. Brakowało nam skuteczności i temu przegraliśmy. Wydaje mi się, że gdybyśmy zdołali w pierwszej połowie objąć prowadzenie, to mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Mimo tego, że przegraliśmy jestem zdania, że nie rozegraliśmy słabego spotkania - mówił nam wówczas Krystian Odrobiński, trener Spójni. 
 
Dziś beskidzki IV-ligowiec o przełamanie swojej nieskuteczności walczył w Częstochowie. Niestety, Spójnia ponownie nie była w stanie pokonać bramkarza rywali, choć kilka sytuacji ku temu miała wybornych - o gola pokusić się mogli Mykhailo Lavruk czy Paweł Kozioł.

Brak zimnej krwi pod bramką przeciwnika nie był dziś jedynym problem Spójni. Już w 15. minucie Kamilowi Bezakowi odnowił się uraz i musiał przedwcześnie opuścić boisko. Konsekwentne rezerwy Rakowa w 84. minucie pokonały natomiast Łukasza Krzczuka, czym zapewniły sobie awans do wojewódzkiego finału Pucharu Polski. 
 
Częstochowska "dwójka" w finale zagra z Pniówkiem Pawłowice, który dziś rozprawił się z Szombierkami Bytom 3:0.