Pechowy z perspektywy gości okazał się już wstęp meczu, gdy strzałem z rzutu wolnego Tomasz Matysek pokonał w 5. minucie Dominika Krausa. Cios ten nie od razu skomplikował sytuację Pasjonata, bo kolejne minuty gry to kilka groźnych prób ofensywnych podopiecznych Artura Bierońskiego. By nie być gołosłownym wspomnieć należy o okazjach Błażeja Cięciela czy Daniela Mańdoka, które mogły dać dankowiczanom równie szybkie wyrównanie. Gdy jednak w 27. minucie Damian Czupryna podwyższył prowadzenie JUW-e worek z bramkami na dobre się rozwiązał, a indywidualne pomyłki piłkarzy Pasjonata sprawiły, że gospodarze do przerwy wygrywali – uwaga! – aż 5:0.

– Wynik wskazuje, że byliśmy tłem dla przeciwnika, natomiast z przebiegu gry na taki pogrom nie zasługiwaliśmy. Faktem jest, że popełnialiśmy kosztowne błędy z tyłu i za łatwo traciliśmy gole – zaznacza szkoleniowiec rozbitego przed pauzą Pasjonata.
 



Druga połowa przy ustalonym i nierównym rozdziale punktowym przebiegała dosyć podobnie, choć – co ciekawe – jej rezultat okazał się remisowy. W 56. minucie Jakub Ogiegło wykorzystał dogranie Dominika Kopcia, trafienie to było wówczas honorowym z perspektywy ekipy z Dankowic. Tuż po godzinie miejscowi znów cieszyli się z bramki, na którą w 80. minucie ripostował efektownym strzałem z dystansu Wojciech Sadlok. Ostatnie słowo należało do zawodników JUW-e, a wynik 7:2 trudno nie uznać za druzgocący dla Pasjonata. Jego kosmetyka – i to dość konkretna – też była możliwa, ale m.in. uderzenia głową Marcina Wróbla czy strzały Kopcia z dystansu mijały cel, bądź napotykały na opór golkipera skutecznych dziś tyszan.