– Początek meczu był w naszym wykonaniu fatalny. Najpierw prosty błąd w obronie, następnie przeciwnik doskonale uderzył z daleka i tak po kwadransie przegrywaliśmy 0:2... – opowiada Artur Bieroński, szkoleniowiec gospodarzy, którzy zmuszeni do rychłego odrabiania strat rękawicę podjęli. W 24. minucie akcja Macieja PietrzykaWojciechem Sadlokiem golem się jeszcze nie zakończyła, ale w kolejnej nie było już wątpliwości. Pietrzyk przedarł się prawym skrzydłem, dośrodkował do Błażeja Cięciela, który uczynił dokładnie to, co w obliczu bramkarza tyskiej drużyny powinien.
 


Przy prowadzeniu goście 2:1 nastąpiła przerwa, a w jej trakcie... – Motywowaliśmy się, aby powalczyć o punkty, bo były one jak najbardziej w naszym zasięgu – dodaje trener dankowiczan. Słowa te nie znalazły przełożenia na boiskową rzeczywistość, a przynajmniej zmieniający się rezultat. Miejscowi mogli wyrównać po podaniu Sadloka do Kornela Adamusa, ten drugi jednak z okolic 10. metra posłał piłkę obok słupka. Tyszanie byli w egzekucji dokładniejsi, a trafienie gości z 64. minuty ograniczyło plany Pasjonata na udane zwieńczenie futbolowej jesieni. W 87. minucie drogę do siatki znalazł wprawdzie Szymon Brańka, któremu asystował Sadlok, ale błyskawiczna riposta przeciwnika „zabiła” jakiekolwiek emocje w końcówce meczu.

Powodów do satysfakcji w Dankowicach zatem w ostatni ligowy weekend nie było. No może poza jednym aspektem. – Zadowoleni jesteśmy tylko z tego, że to nareszcie koniec rundy. Mniej więcej od 4,5 meczu w zasadzie nas już nie ma – konkluduje z oczywistym niezadowoleniem Bieroński.