SportoweBeskidy.pl: Jeszcze kilka tygodni temu były wątpliwości i brak decyzji na tak odnośnie przejęcia Górala...

Zbigniew Skórzak:
Za drugim razem takie wątpliwości też były i tu nie chodzi o Górala. Wręcz przeciwnie – poprowadzenie drużyny na szczeblu IV ligi to świetna próba dla trenera, a niełatwa sytuacja, w jakiej Góral jest stanowi dodatkowe wyzwanie. Możliwość konfrontowania się na wyższym szczeblu to zawsze spore emocje. Jestem jednak na takim etapie swojego życia, że mając już klub nie chciałem się z nim w trakcie sezonu rozstawać. Poza tym dochodzą jeszcze obowiązki zawodowe i rodzinne, zatem niekoniecznie zależało mi na dokładaniu sobie pracy.

SportoweBeskidy.pl: Coś się w takim razie radykalnie zmieniło, skoro rozmawiamy ze szkoleniowcem IV-ligowca?

Z.S.:
Po zakończeniu rundy propozycja znów się pojawiła. Uznałem, że nie jest dobrym rozwiązaniem odcinanie się od swojego najbliższego środowiska, skoro taki klub ponownie wyraża zainteresowanie moją osobą. Mieszkam w Żywcu i na szczęście nie dochodzą w tym przypadku żadne dalekie wyjazdy na treningi. Istotny jest także fakt, że przejmuję zespół zimą, dzięki czemu mamy więcej czasu na właściwe przygotowanie się do rundy rewanżowej. A co będzie dalej? Przekonamy się.

SportoweBeskidy.pl: Przyznam, że informacja o łączeniu pracy w Góralu w IV lidze i Magórce Czernichów na szczeblu żywieckiej A-klasy była co najmniej zaskoczeniem.

Z.S.:
Nie dziwię się, bo mnie też to zaskoczyło. Od dłuższego czasu uciekałem od tego, aby pracować równolegle w jakichkolwiek drużynach – czy to seniorskich, czy młodzieżowych. Mam świadomość, że największym kłopotem będzie dopasowanie terminów meczów mistrzowskich, ale wierzę, iż sobie z tym poradzimy. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że ostateczne rozwiązanie konsultowałem tak z jedną, jak i drugą stroną. Nie była to wyłącznie moja decyzja.

SportoweBeskidy.pl: Żaden opór się nie pojawił?

Z.S.:
Spotkałem się akurat z obustronną akceptacją i nie stanąłem na szczęście przed koniecznością wyboru. Wiem, że takie łączenie obowiązków w dwóch klubach może budzić wątpliwości i każdy będzie miał swoje zdanie, a i nawet tych zupełnie skrajnych opinii nie zabraknie. Ustaliliśmy, że w razie problemów będziemy na bieżąco reagowali. Jak jednak wspomniałem, uważam, że jesteśmy w stanie poradzić sobie z logistyką, aby nikt tu nie ucierpiał w żaden sposób.
 



SportoweBeskidy.pl: Góral Żywiec, zwłaszcza w obecnej niełatwej sytuacji, to przede wszystkim wyzwanie? Wydaje się ono bardzo, ale to bardzo trudne.

Z.S.:
Cel jest oczywiście prosty i nikt nie zamierza godzić się z sytuacją bycia na ostatnim miejscu w tabeli. Najważniejsze jest to, że wszyscy chcemy to wyzwanie podjąć. Jedynie ktoś nierozważny mógłby powiedzieć, że utrzymanie jest bardzo realne, a pozostanie wśród IV-ligowców wydaje się czymś naturalnym. Wszyscy wokół dobrze życzący Góralowi muszą sobie też z tego zdawać sprawę, że nie mamy dogodnej pozycji wyjściowej na wiosnę. Na pewno nie będziemy jednak startować z nastawieniem, że się nie uda. Czegoś takiego nie podjąłbym się w żadnym klubie.

SportoweBeskidy.pl: Nie uważa pan, że Góral w obecnym kształcie personalnym nie ma raczej widoków na to, aby w IV lidze pozostać?

Z.S.:
Gdybym miał taką ocenę, to absolutnie nie przyjmowałbym propozycji z Żywca. Mogę powiedzieć na podstawie wielu wcześniejszych trenerskich doświadczeń, że przywykłem do trenowania zespołów w sytuacjach trudnych, czasem nawet wręcz beznadziejnych. Faktem jest, że nie dysponujemy zbyt szeroką kadrą. Będzie ona wymagała zimą pewnych uzupełnień, natomiast na budowaniu samej liczebności nieszczególnie mi zależy. Potrzebujemy jakości. Górala w tym sezonie nie widziałem w akcji, ale większość zawodników znam choćby z pracy w innych drużynach seniorskich. Na tej podstawie mogę stwierdzić, że wcale tak źle to nie wygląda, więc jeśli ten cel zrealizujemy nie będzie to żaden przypadek, tylko potwierdzenie, że piłkarze, którzy w Góralu grają zasługują na IV ligę. Wyraźnie więc zaznaczam – nie przygotowujemy się do spadku, a na to, aby zaciekle bić się o utrzymanie.

SportoweBeskidy.pl: Czy można doszukiwać się analogii i porównać obecną sytuację do którejś z przeszłości w pańskiej trenerskiej pracy?

Z.S.:
Pewne porównania są. Jeszcze gorzej sportowo było w Radziechowach po awansie z A-klasy do „okręgówki”. Kiedy przejmowałem zespół punktów miał na koncie bodajże 3, a ostatecznie wyciągnęliśmy ponad 20 „oczek” i skutecznie powalczyliśmy o utrzymanie. W IV lidze prowadziłem Zaporę Porąbka od początku sezonu, ale tam sytuacja była inna, bo drużyna została mocno przebudowana. Z projektu się jednak wówczas wycofywano i część piłkarzy wiedziała, że to ich ostatnie pół roku w Porąbce. Do utrzymania wcale wtedy dużo jednak nie zabrakło.

SportoweBeskidy.pl: W przyszłym tygodniu start zimowych przygotowań – co będzie pan chciał przekazać zespołowi i na co zwrócić szczególną uwagę?

Z.S.:
Jak to zimą trzeba będzie solidnie popracować nad przygotowaniem motorycznym, bo mamy stać się zespołem walczącym przez pełne 90 minut każdego meczu. W trakcie sparingów skupimy się na organizacji gry i funkcjonowaniu całej drużyny. O konkretach będziemy mogli mówić, gdy wykrystalizuje się ostatecznie nasza kadra. Wszędzie, gdzie jestem dostosowuję raczej drużynę do charakteru zawodników, niż narzucam jakąś swoją wizję. To pewien proces, który wymaga zaangażowania drużyny i dobrze, że zimą trochę czasu będziemy na to mieli.