Zmobilizowany kolektyw zdemolował rywala
Gospodarze tego spotkania liczyli, że uda im się sprawić niespodziankę lub chociaż postawić się liderowi rozgrywek. W Strumieniu miejscowa Wisła podejmowała Tempo Puńców.
Trener Szymon Stawowy zapowiadając kolejkę powiedział, że liczy na słabszy dzień faworyta. Na nieszczęście jego drużyny Tempo Puńców sobotni mecz zaliczy do jednego z lepszych występów na przestrzeni całej rundy. Goście mecz otworzyli już w 14. minucie. Grający trener Michał Pszczółka "uruchomił" dłuższym zagraniem Rafała Adamka, który nie miał problemów z pokonaniem Bartosza Grabowskiego. W 24. minucie przyjezdni prowadzili już 2:0. Tym razem do pustej bramki po asyście Adamka piłkę skierował Jakub Legierski. Do przerwy świetnie dysponowane Tempo zdobyło jeszcze 3 gole - dublet skompletował Adamek, a kolejne bramki dołożył Dariusz Dziadek.
- Mieliśmy plan na ten mecz, ale popełnialiśmy za dużo indywidualnych błędów w pierwszych 30. minutach. Stracone bramki podcięły nam skrzydła. Możemy mieć do siebie pretensje o to, że nie podjęliśmy walki z liderem - zauważa szkoleniowiec zupełnie bezradnej Wisły.
W drugiej połowie obraz meczu nie zmienił się. Stroną przeważającą byli puńcowianie, którzy strzelili Wiśle jeszcze 4 gole. Hat-tricka skompletował Dziadek, swojego następnego gola zdobył Legierski, a po trafieniu zaliczyli jeszcze Adam Morys i Dawid Okraska. Gospodarze nie mogli znaleźć sposobu, by zagrozić bramce Tempa. Starali się bronić i opóźniać grę, by nie ponieść jeszcze wyższej porażki sięgającej rozmiarów dwucyfrowych.
- Przede wszystkim wydaje mi się, że wypowiedź trenera Stawowego o naszym meczu w zapowiedzi była, jak strzał w kolano. Moi zawodnicy potraktowali to bardzo personalnie i chcieli udowodnić, że nasza drużyna to kolektyw, a nie tylko Rafał Adamek. Jesteśmy zadowoleni, bo zagraliśmy bardzo dobry mecz. Mamy nadzieję, że utrzymamy formę do końca rundy i zakończymy ją pozytywnie zakomunikował po końcowym gwizdku trener lidera rozgrywek.