Wspomniana potyczka z ubiegłego lata miała kolosalne znaczenie, bo triumfując w Żywcu piłkarze z Rajczy zamknęli drogę Koszarawie, by sforsować IV-ligowe bramy. Mecz z minionej soboty aż takiego ciężaru gatunkowego nie miał, wszak obie drużyny plasują się w środkowej strefie stawki „okręgówki”. Nie znaczy to w każdym razie, że zarówno jedni, jak i drudzy nie nastawiali się na punktowe łupy. – Motywacja była po obu stronach, ale zasadniczo nie różnił się ten mecz od innych ligowych. Dla nas był o tyle skomplikowany, że przystąpiliśmy do niego mocno przetrzebieni kadrowo – zauważa Sebastian Gierat, szkoleniowiec Soły.
 



W poprzednim spotkaniu z Błyskawicą Drogomyśl zespół z Rajczy stracił w boju ważne ofensywne ogniwa. Poważne kontuzje sprawiły, że mecz przedwcześnie zakończyli Jarosław Grygny oraz Mikołaj Franusik. To właśnie im koledzy z drużyny zadedykowali triumf 2:1 nad Koszarawą, osiągnięty po golach Damiana SanetryTomasza Franusika. – Słowa uznania dla drużyny, bo pomimo gry w eksperymentalnym składzie zwłaszcza w pierwszej połowie wyglądaliśmy dobrze – dodaje Gierat.

W Żywcu rozstrzygnięcie korzystne dla przyjezdnych wywołało niedosyt i rozczarowanie. – Kolejny raz staramy się grać w piłkę, długimi fragmentami nieźle nam to wychodzi, a po swoich własnych błędach opuszczamy boisko pokonani. Mieliśmy sporo okazji i sami sobie jesteśmy winni, że przegraliśmy – kwituje trener żywczan Tomasz Fijak.