Niewiele sensownego można napisać w kontekście meczu, który ma przebieg taki, jak ten pomiędzy a-klasowiczem a przedstawicielem IV ligi śląskiej. Zwycięsko z owego starcia wyszedł ten zespół, który przegrać prawa nie miał. Uczynił to na dodatek w stylu bezapelacyjnym po swoistym treningu strzeleckim. – Z jednej strony musieliśmy stanąć na wysokości zadania i grać możliwie intensywnie. Ale przeciwnik pozwalał nam na zbyt dużo, abyśmy mogli zrobić takim meczem jakiś istotny progres. I brzmi to może absurdalnie, ale trudno być po czymś takim zadowolonym. Klasyczny mecz bez historii, który generalnie zaburzył nasz mikrocykl – oznajmia szczerze Adrian Olecki, szkoleniowiec „dwójki” Podbeskidzia.
 


Z czysto kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że na przerwę drużyny schodziły przy prowadzeniu bielszczan 6:0, a „królem polowania” był wówczas z 4 trafieniami Lionel Abate. Grono strzelców uzupełnili Sebastian TurekBartosz Bieroński. Po zmianie stron „pięciopaka” osiągnął wspomniany Kameruńczyk, następnie hat-trickiem wykazał się Michał Willmann, a podwójnie golkipera KS Bestwinka zaskakiwał Jakub Zaucha. O końcowy rezultat 14:0 – stanowiący wymowne świadectwo kolosalnej różnicy boiskowej – zadbali Krystian Pezda i... bramkarz bielskich rezerw Szymon Brańczyk, który pewnie wyegzekwował rzut karny.