Początek meczu był intensywny i emocjonujący. W 4. minucie przed szansą bramkową stanęli gospodarze. Uderzenie Jędrzeja Zająca zatrzymało się jednak na poprzeczce. Większą skutecznością na wstępie wykazali się bielszczanie. W 8. minucie Daniel Świderski, jako rasowy i bramkostrzelny "snajper", nie mógł nie wykorzystać "prezentu", który podarowany mu został przez rezerwy ŁKS-u przy złym wyprowadzaniu piłki od własnej bramki. 

 

Po ciekawym początku spotkania, tempo nieco opadło. "Rekordziści" mądrze bronili dostępu do własnej bramki, choć przy próbie Oliwiera Sławińskiego wykazać się umiejętnościami musiał Wiktor Kaczorowski. Rekord natomiast również szukał bramkowej szansy, ale czynił to dość nieśmiało. Dwukrotnie Świderskiego zatrzymał bramkarz rezerw ŁKS-u. 

 

Druga połowa to istny rollercoaster emocji. W 61. minucie na 2:0 podwyższył Jakub Ryś, który celnie przymierzył z rzutu wolnego, a piłka zanim wpadła do siatki odbiła się jeszcze od poprzeczki. Ładnej urody gol, prowadzenie 2:0 - wszystko szło po myśli gości. Szybko jednak "ełkaesiacy" podjęli "rękawice". W 65. minucie na gola zamienili oni rzut rożny. Napędzeni łodzianie uwierzyli we własne umiejętności i udało im się odmienić losy tego spotkania. W 70. minucie wynik meczu ustalił Mateusz Wzięch, który wykorzystał celną wrzutkę Kacpra Terleckiego. W bielskim obozie jednak może panować niedosyt po tym meczu. Owszem, passa meczów bez porażki została podtrzymana. Punkt do ligowej tabeli dopisany. Kiedy jednak prowadzi się 2:0 i traci się to w krótkim odstępie czasu, to jednak trudno mówić o zadowoleniu.