
Piłka nożna - IV liga
A było tak pięknie...
Zwycięstwo nad wiceliderem rozgrywek? Takie rozstrzygnięcie było dziś wymarzonym dla piłkarzy Kuźni.
Na takie też zanosiło się, bo gospodarze wybornie w mecz sobotni weszli. – Zaskoczyliśmy Odrę grając naprawdę dobrze i zasłużenie strzelając gole – mówi Mateusz Żebrowski, szkoleniowiec Kuźni, przywołując trafienia, które dały ustronianom pokaźną zaliczkę 2:0. W obu przypadkach w roli głównej wystąpił Paweł Brzóska – raz indywidualnie szarżując i uderzając po „krótkim” rogu, raz korzystając na przechwycie i asyście Konrada Kudera.
Ekipa z Wodzisławia Śląskiego mogła zostać całkowicie znokautowana w okolicy dwóch kwadransów rywalizacji. Skuteczności zabrakło jednak Michałowi Pietraczykowi. W odstępie kilku minut napastnik Kuźni uderzył niecelnie w sytuacji „oko w oko” z golkiperem Odry, następnie główkował dobrze, lecz ze świetną paradą Macieja Kasperskiego, by wreszcie nie trafić w piłkę po dokładnym dośrodkowaniu Brzóski. – Aż trudno uwierzyć, że żadna z tych sytuacji nie przyniosła nam gola. Mogliśmy tak naprawdę „zamknąć” mecz przed przerwą – kontynuuje Żebrowski. A niejako następstwem zaprzepaszczonych „setek” stały się ciosy wyprowadzone przez gości. Zadbali o nie stranieri w wodzisławskich szeregach, w tym „do szatni” Koba Shalamberidze po wejściu między środkowych obrońców Kuźni.
Odrobienie strat wprowadziło sporo werwy w poczynania Odry, a w pobliżu „świątyni” strzeżonej przez Aleksandra Łubika coraz częściej się kotłowało. Kluczowe zdarzenie dla ostatecznych losów meczu miało miejsce w 75. minucie. Po strzale Krzysztofa Krzyżoka futbolówkę golkiper gospodarzy bez większych trudności złapał, gdy niespodziewanie sędzia wskazał na środek boiska. Powód? Zaliczenie gola po tym, jak rzekomo piłka linię bramkową przekroczyła, o czym jak wykazały już pomeczowe analizy mowy być nie mogło.
IV-ligowiec z Ustronia miał sposobność, aby doprowadzić do remisu, jednak po rzucie wolnym pośrednim strzał Cezarego Ferfeckiego z 7. metrów obrońcy przeciwnika przyblokowali. Na samym finiszu niecelne podanie zaliczył Kamil Turoń, co umożliwiło Odrze strzelenie kolejnej bramki. – Czujemy niedosyt i ogromny żal. Trudno się temu dziwić, skoro rywalowi zaliczony został gol, którego nie było – dodaje trener Kuźni.
Ekipa z Wodzisławia Śląskiego mogła zostać całkowicie znokautowana w okolicy dwóch kwadransów rywalizacji. Skuteczności zabrakło jednak Michałowi Pietraczykowi. W odstępie kilku minut napastnik Kuźni uderzył niecelnie w sytuacji „oko w oko” z golkiperem Odry, następnie główkował dobrze, lecz ze świetną paradą Macieja Kasperskiego, by wreszcie nie trafić w piłkę po dokładnym dośrodkowaniu Brzóski. – Aż trudno uwierzyć, że żadna z tych sytuacji nie przyniosła nam gola. Mogliśmy tak naprawdę „zamknąć” mecz przed przerwą – kontynuuje Żebrowski. A niejako następstwem zaprzepaszczonych „setek” stały się ciosy wyprowadzone przez gości. Zadbali o nie stranieri w wodzisławskich szeregach, w tym „do szatni” Koba Shalamberidze po wejściu między środkowych obrońców Kuźni.
Odrobienie strat wprowadziło sporo werwy w poczynania Odry, a w pobliżu „świątyni” strzeżonej przez Aleksandra Łubika coraz częściej się kotłowało. Kluczowe zdarzenie dla ostatecznych losów meczu miało miejsce w 75. minucie. Po strzale Krzysztofa Krzyżoka futbolówkę golkiper gospodarzy bez większych trudności złapał, gdy niespodziewanie sędzia wskazał na środek boiska. Powód? Zaliczenie gola po tym, jak rzekomo piłka linię bramkową przekroczyła, o czym jak wykazały już pomeczowe analizy mowy być nie mogło.
IV-ligowiec z Ustronia miał sposobność, aby doprowadzić do remisu, jednak po rzucie wolnym pośrednim strzał Cezarego Ferfeckiego z 7. metrów obrońcy przeciwnika przyblokowali. Na samym finiszu niecelne podanie zaliczył Kamil Turoń, co umożliwiło Odrze strzelenie kolejnej bramki. – Czujemy niedosyt i ogromny żal. Trudno się temu dziwić, skoro rywalowi zaliczony został gol, którego nie było – dodaje trener Kuźni.