Spotkanie było bardzo trudne do oglądania dla postronnego kibica. Pod obiema bramkami, szczególnie w pierwszej połowie, nie działo się zbyt wiele. Z sytuacji należy wyróżnić dogranie z 25. minuty Rafała Hałata do Olka Apanchuka, który w dogodnej sytuacji trafił w interweniującego obrońcę. Pierwszego gola dla gospodarzy zdobył Seweryn Pielichowski. W 36. minucie skutecznie strzelał z rzutu wolnego pośredniego z okolic 7. metra od bramki MKS-u. Powodem podyktowania stałego fragmentu gry były komentarze bramkarza gości na temat pracy arbitrów. Na przerwę drużyny zeszły przy stanie 1:0.
 


W drugiej części meczu działo się więcej. Na 2:0 podwyższył w 58. minucie Rafał Hałat. Patryk Kierlin wznowił grę dalekim wykopem, piłka trafiła do O. Apanchuka, który idealnie obsłużył strzelca gola mierzonym dośrodkowaniem. Gdy wydawało się, że gospodarze przejmą kontrolę nad meczem i pewnie „dowiozą” prowadzenie do końca spotkania, rywale po wznowieniu gry od razu zdobyli bramkę kontaktową, a jej autorem był Kamil Ingram. W 74. minucie przyjezdni zaś wyrównali. „11” za zagranie ręką w polu karnym wykorzystał Łukasz Gardawski, a jego drużyna mogła jeszcze zdobyć 2 bramki w tym spotkaniu. Stworzyła sobie bowiem sytuacje sam na sam. W pierwszej wzorowo zachował się Kierlin, w drugiej zawodnik MKS-u nie trafił w bramkę. 

- Jeżeli chodzi o wynik, to wielka szkoda, że nie udało nam się wygrać meczu. Do 58. minuty graliśmy dobrze i prowadziliśmy. To już drugi raz, gdy nie potrafimy dowieźć korzystnego wyniku do końca. Na własnym boisku musimy zdobywać w takich spotkaniach komplet punktów – zauważył po meczu Szymon Waligóra, trener LKS-u Czaniec.