SportoweBeskidy.pl: Po raz drugi w tym roku przyszło „dwójce” Podbeskidzia mierzyć się z Wieczystą Kraków w potyczce sparingowej. Czym zasłużyliście sobie na „względy” trenera Franciszka Smudy?

Adrian Olecki:
Już w kwietniu, po pierwszym meczu w Bielsku-Białej rozegranym w okresie zimowym, otrzymaliśmy zaproszenie na rewanż od trenera Franciszka Smudy. Traktuję to jako nobilitację, bo uznał, że prezentujemy na tyle dobry poziom, aby być dla zespołu z dużymi aspiracjami wartościowym przeciwnikiem. Mieliśmy więc powtórkę w Zabierzowie, choć oczywiście zupełnie inny był etap rozegrania tego sparingu, Nie byliśmy w rytmie meczowym, jak to miało miejsce zimą, a po ciężkich tygodniach treningów, gdy wiedzieliśmy, że dopadnie nas kryzys fizyczny. Nie patrzyliśmy jednak na to, bo zamysł był taki, aby zaliczyć wymagający test-mecz.

SportoweBeskidy.pl: Przegraliście wysoko, ale o plusach też możemy mówić?

A.O.:
Na pewno było to cenne doświadczenie. Drużyna Wieczystej w takim składzie personalnym to spokojnie I-ligowy poziom, a linia pomocy z Peszką, Moulin, Makiem i Majewskim można określać ekstraklasową. Sprawdziliśmy się więc na tle bardzo mocnego rywala i wyciągamy z tego meczu to, co dla nas najlepsze. Rzeczywiście są plusy pomimo niekorzystnego wyniku.

SportoweBeskidy.pl: Sporo zespołów przechodzi tego lata istotne przemeblowanie kadrowe. Rewolucja także w rezerwach Podbeskidzia.

A.O.:
Zgadza się. W okolicach kwietnia usiedliśmy z dyrektorem Łukaszem Piworowiczem. Nakreśliłem plan, który został zaakceptowany, a polegał na tym, aby uszczuplić 28-osobową kadrę „dwójki”, żegnając się z większość zawodników z roczników od 2000 do 2003. Podpisaliśmy z kolei kontrakty z piłkarzami młodszymi z rocznika 2004. Poszliśmy w jakość, dążąc do stworzenia grupy 18-20 zawodników. Po drodze oczywiście sporo zmieniało się, gdy mówimy o naszych celach transferowych. Trafił do nas w pierwszej kolejności Bartosz Bernard, o którego zabiegaliśmy na podstawie poczynionych obserwacji.

SportoweBeskidy.pl: Skoro o byłym piłkarzu również IV-ligowego Drzewiarza Jasienica mowa, to widzimy go dziś na boiskach I ligi.

A.O.:
I jest to najlepszy przykład, że rzeczywistość na plany i założenia teoretyczne mocno jednak wpływa. To chłopak, który jest już wartością dodaną w kadrze I-ligowego Podbeskidzia. Zobaczyłem go po raz pierwszy w akcji podczas naszego wiosennego sparingu z Drzewiarzem i po 20. minutach gry zapytałem trenera Pawła Górę o nieco więcej szczegółów dotyczących Bartka. Wiedziałem, że będę chciał nawiązać z nim kontakt, bo zaprezentował się nad wyraz jakościowo. Mecz ligowy z jasienickim zespołem tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że zasługuje na to, aby dać mu szansę. Wykorzystał ją, bo decyzją dyrektora sportowego został przesunięty do „jedynki”. Nie ma w tym przypadku.
 


 

SportoweBeskidy.pl: A może zdolnych piłkarzy w regionie rzeczywiście jest „na pęczki” i zwyczajnie należy dać im szansę?

A.O.:
Jeżeli popatrzymy na fakty, to od kilku lat utrzymuje się w Podbeskidziu taka tendencja, aby grać swoim młodzieżowcem. Poprzedni awans do Ekstraklasy uzyskany został, gdy tę rolę pełnił Konrad Sieracki. Wcześniej był też Daniel Mikołajewski. Swoje minuty zaliczyli też Szymon Mroczko czy Michał Batelt. Teraz jest Bartek Bernard, ale i Michał Willmann, który rozegrał pełną rundę w „dwójce”, a debiut w I lidze wydaje się jedynie kwestią czasu. Człowiekiem z regionu jest Marcel Misztal. Robimy wszystko, aby byli kolejni. To są też moje ambicje jako trenera, aby te talenty, których faktycznie nie brakuje przechodziły właściwą drogę do pierwszej drużyny.

Dodam, że trenuje z nami czterech piłkarzy z rocznika 2006. To chłopcy z potencjałem, których będziemy wprowadzać stopniowo, bo nie chcemy ich zbyt wcześnie „spalić”. Ważne jest, aby wyczuć odpowiedni moment, bo 16-latka nie można rzucić na głęboką wodę. Jesienią w rezerwach pierwsze minuty pewnie „złapią”, natomiast największą wartością będą w tym przypadku wspólne treningi.


SportoweBeskidy.pl: Pytanie powyżej zadane nie rzucone zostało przypadkowo – nie tak dawno na naszych łamach pojawił się wywiad z Markiem Sokołowskim, w którym padło stwierdzenie o zbyt dużej liczbie zawodników zagranicznych w Podbeskidziu.

A.O.:
Osobiście uważam, że wszyscy nasi zagraniczni piłkarze w pierwszej drużynie dają jej jakość. Nie ma tam przypadkowych ludzi. Dziś w szatni wszyscy mówią po angielsku dobrze, albo i bardzo dobrze, każdy potrafi się komunikować, więc językowo problemów nie ma. A patrząc na przykłady Lecha, Rakowa czy Pogoni, gdzie zagraniczni zawodnicy stanowią o sile drużyn, naprawdę nie ma co szukać tu sztucznego problemu. Kadra Podbeskidzia jest generalnie silna i przyjemnie się patrzy z boku, jak zespół gra w piłkę.

SportoweBeskidy.pl: Zamierzacie odegrać w IV lidze śląskiej, grupy 2 istotną rolę w czołówce stawki?

A.O.:
Sprowadziliśmy latem kilku zawodników młodych, ale nieco bardziej doświadczonych, przez co zespół nabrał większej jakości w grze ofensywnej. Nie powinna powtórzyć się sytuacja z wiosny, gdy jedyny nominalny napastnik w składzie Kacper Kudzia strzelił jednego gola. Jest z nami Kameruńczyk Abate, który z dobrej strony pokazał się w Kuźni. Liczymy, że będzie strzelał dużo goli i przebije się dzięki temu na stałe wyżej. Stawiamy na większą siłę rażenia, bo taka gra rozwija. Patrzę na nasz zespół bardziej pod tym kątem, a to, które miejsce zajmiemy ma znaczenie drugorzędne. Na wiosnę biliśmy się o utrzymanie, stąd mocno defensywne nastawienie „pod wynik”, aby IV ligę za wszelką cenę zachować. Teraz mamy wzmocnienia po to, abyśmy mogli grać inaczej i strzelać bramki. Nie ma żadnej presji awansu, bo w ogóle takie słowo nie pada. Celujemy w atrakcyjny futbol, trenowanie w taki sposób, aby piłkarzy przechodzący do „jedynki” byli kompleksowo na to przygotowani, nie tylko pod względem taktycznym i technicznym, ale zwłaszcza motoryczne, bo to absolutna podstawa.

SportoweBeskidy.pl: Czy znów będziemy mieli do czynienia z ligą, w której każdy z każdym będzie mógł wygrać? Jacyś faworyci się kształtują na tym etapie letnich szlifów?

A.O.:
Głównym faworytem jest dla mnie MRKS Czechowice-Dziedzice, który zachował dużą stabilność składu i może w ścisłej czołówce namieszać. Pozostałe zespoły z beskidzkiego regionu, może za wyjątkiem LKS-u Czaniec, są w większości po głębokich przebudowach. To więc w jakimś sensie wielka niewiadoma. Liga pokaże na co kogo realnie stać, a z oceną wstrzymałbym się gdzieś do połowy rundy jesiennej. Oczywistością jest ogromna różnica między IV ligą i „okręgówką”. Przykład ekipy z Bestwiny z poprzedniego sezonu to najlepszy dowód, że bez poważnych wzmocnień ciężko na dłuższą metę nawiązać rywalizację. Beniaminkowie będą się więc uczyć ligi, która najbardziej znaczącą różnicę przynosi w bieganiu. Prawda jest taka, że trzeba być gotowym w IV lidze na o wiele wyższą intensywność gry.