
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Ale to był sezon! Dominacja całkowita, różnica na finiszu dwucyfrowa
Były takie czasy, że drużyna Borów Pietrzykowice nie miała sobie równych. Przynajmniej na szczeblu A-klasy.
Czerwiec 2016 roku to miesiąc, do którego z radością wspomnieniami wracają kibice futbolu z Pietrzykowic. To właśnie wtedy miejscowe Bory zdeklasowały rywali i uzyskały awans do Bielskiej Ligi Okręgowej. - Bardzo fajnie wspominam ten czas. Był to mój debiutancki sezon na ławce trenerskiej w piłce seniorskiej, ponieważ wcześniej pracowałem tylko z młodzieżą - mówi Tomasz Fijak, którego zespół w 26. meczach zdobył 66 punktów. Druga Podhalanka Milówka miała o 11 "oczek" mniej, a uzupełniająca ligowe podium Magórka Czernichów o 17.
- Przed sezonem nikt w klubie głośno o awansie nie mówił. Zakładaliśmy sobie miejsce w pierwszej 5., ale po rundzie jesiennej, gdy zajmowaliśmy 3. pozycję, uwierzyliśmy, że mistrzostwo jest możliwe - zdradza Fijak, dodając - W ostatnich meczach rundy jesiennej zaczęliśmy już przygotowania do rewanżów. Wprowadzaliśmy nowy model gry i się zgrywaliśmy. To się opłaciło, ponieważ wiosna była kapitalna w naszym wykonaniu. Wygraliśmy wszystkie mecze oprócz starcia z Podhalanką Milówka, które zakończyło się remisem. Awans nam się po prostu należał, byliśmy najlepszym zespołem w lidze - zaznacza.


Nasz rozmówca podkreśla, że na sukces złożyło się kilka czynników. - Przede wszystkim zaangażowanie, powtarzalność i jakość zawodników. Współpraca z drużyną układała się naprawdę bardzo dobrze. Podobnie jak z zarządem na czele którego stał wówczas Sławomir Sołtysik. To co potrzebowaliśmy starał się nam zarząd zapewnić - komentuje.
- Z tamtego sezonu mam wiele bardzo dobrych wspomnień. Były mecze, w których po prostu dominowaliśmy pod każdym względem. W ostatnich spotkaniach tamtych rozgrywek mogliśmy sobie pozwolić na troszkę więcej luzu, ponieważ szybko wywalczyliśmy awans. W 24. kolejce graliśmy z Jeleśnianką Jeleśnia 4:1. W 85. minucie daliśmy wykonać rzut karny naszemu bramkarzowi Rafałowi Prochownikowi, który strzelił trochę lekceważącego "farfocla", ale jakimś cudem to wpadło do siatki. 3. minuty później mieliśmy kolejnego karnego. Rafałowi już go nie oddaliśmy (śmiech). Wykonywał go kapitan i prezes Sołtysik, który... nie trafił. Ostatecznie wygraliśmy jednak 4:1 - wspomina Fijak.

- Z tamtego sezonu mam wiele bardzo dobrych wspomnień. Były mecze, w których po prostu dominowaliśmy pod każdym względem. W ostatnich spotkaniach tamtych rozgrywek mogliśmy sobie pozwolić na troszkę więcej luzu, ponieważ szybko wywalczyliśmy awans. W 24. kolejce graliśmy z Jeleśnianką Jeleśnia 4:1. W 85. minucie daliśmy wykonać rzut karny naszemu bramkarzowi Rafałowi Prochownikowi, który strzelił trochę lekceważącego "farfocla", ale jakimś cudem to wpadło do siatki. 3. minuty później mieliśmy kolejnego karnego. Rafałowi już go nie oddaliśmy (śmiech). Wykonywał go kapitan i prezes Sołtysik, który... nie trafił. Ostatecznie wygraliśmy jednak 4:1 - wspomina Fijak.
