LKS Pewel Mała to klub wywodzący się z malutkiej miejscowości leżącej w gminie Świnna tuż obok Żywca. Gminy, której "zawdzięczano", że klub już nie istnieje. Tak twierdził przynajmniej Daniel Dybczak, czyli osoba, która sprawiła, że tamtejszy LKS zdołał wydostać się z niegdyś z piłkarskiego ciemnogrodu. Ale od początku. 
 
Parafialny Ludowy Klub Sportowy Pewel Mała - tak brzmiała pełna nazwa klubu założonego w 2005 roku, który po 4 latach gry w C klasie zakotwiczył w żywieckiej Serie B. Po wejściu w klub Dybczaka klub zdołał awansować do A-klasy, gdzie występował raptem przez rok. Dziwić to jednak nie może, wszak zespół składał się z zawodników o uznanych nazwiskach. W linii obrony występował m.in. Ireneusz Iwanow, w pomocy Tomasz Fijak, Kamil Gazurek, Mateusz Sroka, Mouhamadou Sadio, Robert Sołtysek, Piotr Kania czy Wojciech Gruszka, zaś odpowiedzialny za strzelanie bramek był Mariuz Kosibor. Za całokształt odpowiadał natomiast trener Krzysztof Bąk. Sezon 2011/2012 Pewel Mała zakończyła mając na swoim koncie 88 punktów - 29 zwycięstw, 1 remis (1:1 ze Skałką II Żabnica) i 0 porażek. Bilans bramek: 85:19. 
 
- Pamiętam, że na początku nazywano nas "zbieraniną najemników". Faktycznie, był to zespół, który składał się z zawodników z całego powiatu, ale nie potrzebowaliśmy dużo czasu, aby odpowiednio się zgrać. Bardzo dobrze wspominam ten czas nie tylko przez wzgląd na sukces sportowy, ale też atmosferę - mówi nam Kosibor. - Drużyna była bardzo dobra. Tomek Fijak co mecz dawał mi kilka prostopadłych piłek, a Kamil Gazurek i Piotrek Kania na skrzydłach zapewniali sporo jakości, zamieszania i celnych dośrodkowań - dodaje dzisiejszy kapitan Koszarawy Żywiec, dla którego sezon 2011/2012 był powrotem po kontuzji. - Nie grałem 15 miesięcy po ciężkim urazie. Dlatego tym bardziej szanuję ten klub. Dał mi szansę się odbudować - podkreśla król strzelców z tego sezonu, który rozgrywki zakończył z 32 trafieniami na swoim koncie. 
 
Równie miło do tego sezonu wraca myślami Gazurek. - Wspominam ten klub jak żaden inny. W drużynie była jedna maksyma "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", choć byliśmy tzw. zbieraniną. Kadrowo naprawdę byliśmy mocni - zaznacza nasz rozmówca, który żałuje losów, które spotkały później klub. - Wspomnienia zostaną, były to piękne czasy i nie jestem jedynym zawodnikiem, który tak mówi - podkreśla. Do tematu upadku LKS-u Pewel Mała wrócimy na naszych łamach niebawem...