– Mecz toczył się na dużej intensywności, a zawodnicy obu drużyn zostawili sporo energii na boisku. I to pomimo że stawka jakaś wysoka nie była. Z naszej perspektywy patrząc – jest czego żałować. Uważam, że remis nie skrzywdziłby nikogo i byłby najbardziej adekwatny do wydarzeń na boisku – klaruje na wstępie Andrzej Tomala, szkoleniowiec piłkarzy z Dankowic, którzy...

… mecz rozpoczęli dla siebie pomyślnie, gdyż w 15. minucie „napoczęli” wyżej notowanego konkurenta. To, że zawodnik MKS-u zaliczył „swojaka”, jest następstwem akcji Adriana Heroka i jego zagrania wzdłuż bramki, na które i tak czyhali już koledzy z drużyny. Był to niestety jedyny moment satysfakcji Pasjonata. Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby Kornel Adamus w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie trafił w jego nogi, a strzał Błażeja Cięciela nie minął celu o centymetry. Tego już się nie dowiemy, zaś faktem jest, że ekipa z Lędzin najpierw wyrównała, zaliczając kluczowy przechwyt po stracie Krzysztofa Łaciaka, a następnie po upływie godziny rywalizacji wyszła na prowadzenie.

Inna sprawa, że piłkarski fart wybitnie nie był po stronie zespołu z Dankowic. Dość wspomnieć o akcjach i uderzeniach Michała Sewery z drugiej części – raz futbolówka otarła się o słupek, raz natomiast ostemplowała poprzeczkę. – Nie był to odosobniony przypadek w tej rundzie, że brakowało nam szczęścia – podkreśla trener pokonanych gospodarzy.