
Piłka nożna - Liga Okręgowa
„Antyfutbol poprzednich rywali był porażający”
Na fotel lidera wobec wczorajszej wygranej w Puńcowie powrócił skoczowski Beskid. Czy uzyskane przełamanie po wcześniejszych punktowych stratach równoznaczne jest z wyjściem z „dołka” formy?
Skoczowianie w sezon wkroczyli z impetem, ale w meczach przeciwko ekipom z Goleszowa, Strumienia i Pogórza męczyli się niemiłosiernie. Doznali także w tym ostatnim z przywołanych meczów premierowej w sezonie porażki. Wszystkie były do siebie jednak stosunkowo podobne. – Bardzo ciężko gra się, gdy praktycznie cały zespół przeciwny stoi przed „16”. Długimi fragmentami było tak, że prawie 20 zawodników gromadziło się między 15. a 30. metrem od bramki przeciwnika. Dawno tak porażającego antyfutbolu nie widziałem. Byliśmy tym mocno zdegustowani, choć faktem jest, że samymi indywidualnościami, których przecież mamy w składzie pod dostatkiem, powinniśmy sobie poradzić – opisuje Marcin Michalik, szkoleniowiec Beskidu.
W środę, odrabiając zaległość z 3. kolejki „okręgówki”, skoczowski zespół po golach Mieczysława Sikory pewnie triumfował w Puńcowie z „nakręconym” ostatnimi zwycięstwami Tempem. – Czekałem na mecz z drużyną, która będzie chciała grać w piłkę. Tak też było. Zagraliśmy konsekwentnie, na dobrym poziomie. Choć był to mecz wyrównany, to jednak z delikatnym wskazaniem na nas – klaruje nasz rozmówca.
Jak dodaje, z zadyszki jesiennej wyciągnięte zostały odpowiednie wnioski. – Po pierwszych spotkaniach efektownie wygranych balonik trochę nadmiernie się napompował. Biorę to też w jakimś stopniu na siebie, bo mogłem wylać trochę zimnej wody i podkreślać to, że przecież nie musimy za wszelką cenę od pierwszych minut rzucić się na przeciwnika, a z większym spokojem i rozwagą budować swoje akcje – przyznaje Michalik.
W środę, odrabiając zaległość z 3. kolejki „okręgówki”, skoczowski zespół po golach Mieczysława Sikory pewnie triumfował w Puńcowie z „nakręconym” ostatnimi zwycięstwami Tempem. – Czekałem na mecz z drużyną, która będzie chciała grać w piłkę. Tak też było. Zagraliśmy konsekwentnie, na dobrym poziomie. Choć był to mecz wyrównany, to jednak z delikatnym wskazaniem na nas – klaruje nasz rozmówca.
Jak dodaje, z zadyszki jesiennej wyciągnięte zostały odpowiednie wnioski. – Po pierwszych spotkaniach efektownie wygranych balonik trochę nadmiernie się napompował. Biorę to też w jakimś stopniu na siebie, bo mogłem wylać trochę zimnej wody i podkreślać to, że przecież nie musimy za wszelką cenę od pierwszych minut rzucić się na przeciwnika, a z większym spokojem i rozwagą budować swoje akcje – przyznaje Michalik.