Należało się spodziewać, że rywalizacja z Polonią będzie dla „dwójki” Podbeskidzia trudna, wszak gospodarze tylko w razie wygranej przedłużali swoją szansę w walce o mistrzostwo. Dzisiejsze starcie zaczęli też dla siebie optymalnie, wykorzystując w 19. minucie rzut karny zaordynowany po faulu bramkarza bielskiej drużyny Adama Jaska. Kiedy IV-ligowy lider wyrównał, a później już po przerwie objął prowadzenie, potrafili odpowiedzieć w minucie 70. celnym uderzeniem z rzutu wolnego. Co więc przechyliło w sobotę w Łaziskach Górnych szalę na korzyść Podbeskidzia II?

– Nie miałem do dyspozycji żadnego nominalnego środkowego defensywnego pomocnika, a wiadomo, że to ważna pozycja na boisku – zauważa trener gości Marek Sokołowski, który w zastępstwie za szykowanego do tej roli na dzisiejszy mecz Franciszka Liszki – powołanego finalnie do „jedynki” na jutrzejszą konfrontację z Motorem Lublin – postawił na Damiana ChmielaMichała Stryjewskiego. Obaj z powierzonych im zadań wywiązali się znakomicie, ten pierwszy na dodatek w 79. minucie rozstrzygnął losy meczu po podaniu Giorgi Merebaszwiliego. – Szacunek, że dali sobie radę na nie swoich pozycjach, mając olbrzymi wpływ na naszą dobrą grę – dodaje szkoleniowiec rezerw Podbeskidzia.

Bielszczanie mogli również liczyć na bramkostrzelnego Samuela Nnoshiriego, który nieprzeciętne umiejętności potwierdził w szczególności w 32. i 54. minucie. Gol numer 1 padł po asyście Chmiela, drugi – w następstwie przechwytu i idealnej finalizacji. Piłkarze Polonii mogli w 83. minucie wyrównać, ale jedna z prób gospodarzy ostemplowała poprzeczkę.

Podbeskidzie II ze spokojem wyczekiwać może z perspektywy szczytu stawki czerwcowych baraży – na ten moment najbardziej prawdopodobny przeciwnik to lider grupy 1 – Podlesianka Katowice, choć szanse na jego wyprzedzenie zachowały ekipy Dramy Zbrosławice i Sparty Katowice. – Do tego dążyliśmy, aby mieć spokojną głową przed kluczowymi meczami. Ligę wygraliśmy i cieszymy się z tego, choć to jeszcze niczego nam nie daje – klaruje Sokołowski.