SportoweBeskidy.pl: Koszarawa w Lidze Okręgowej. Nie na to się zanosiło patrząc na końcówkę poprzedniego sezonu
Bartłomiej Jakubiec:
Stało się, jak się stało. W tygodniu poprzedzającym mecz z Sołą Rajcza wydarzyło się wiele. Głównie jeśli mówimy o aspektach pozasportowych, które na pewno przyczyniły się do tego, że nie wygraliśmy meczu. Szkoda, odczuwaliśmy i odczuwamy wielką piłkarską złość. Jako zarząd byliśmy przygotowani na to, by wejść na wyższy szczebel. Nie wchodząc w szczegóły - niektórzy po prostu zapomnieli, na czym polega futbol i postawa fair play.

 

SportoweBeskidy.pl: Sportowo ten awans się Wam należał?
B.J.:
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Uważam, że jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, to byliśmy zespołem najlepszym w tej lidze. Zabrakło głowy. Myślę, że kluczowy był mecz w Drogomyślu, gdzie przegraliśmy 0:3. Wyszliśmy na to spotkanie zbyt pewni siebie. Gdyby udało się zapunktować z Błyskawicą, to awansu już nikt by nam nie odebrał.

 

 

SportoweBeskidy.pl: Latem w szatni Koszarawy przeprowadzono mocne wietrzenie...
B.J.:
Głównym powodem był brak wywalczenia awansu. Aczkolwiek chciałbym podkreślić, że po meczu z Rajczą odbyło się spotkanie zarządu z drużyną, na którym padły deklaracje, że każdy zostaje i chce ponownie powalczyć o awans. Mimo danego słowa z dnia na dzień opuściło nas kilku zawodników. Próbowaliśmy poszukać następców, ale musimy pamiętać, że poprzedni sezon był nietypowy, bo kończył się w lipcu. Na dwa tygodnie przed startem nowych rozgrywek ciężko było pozyskać wzmocnienia. Tym bardziej że na żywieckim rynku jest niewielu zawodników. 

 

SportoweBeskidy.pl: Zatem na co stać Wasz zespół w tym sezonie?
B.J.:
Potencjał mamy taki, żeby walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Ale miewamy olbrzymie wahania formy. Z Tempem Puńców zagraliśmy świetnie i pechowo zremisowaliśmy, a tydzień później Beskid Skoczów pokazał nam, że... to nie jest to. Nasza kadra jest młoda, wielu zawodników dopiero uczy się seniorskiej piłki. Błędy i wahania są nieuniknione. Ale mamy perspektywicznych piłkarzy, z których klub będzie miał jeszcze pociechę. 

 

SportoweBeskidy.pl: Przyszedł czas, by przy alei Wolności mocniej postawić na młodzież? 
B.J.:
Jestem w tym klubie już naprawdę długo. Dotychczas najważniejszy był cel sportowy i to kosztem innych segmentów. Co gorsze - zawsze czegoś brakowało, by ten sukces osiągnąć, a sezony mijały. Teraz chcemy stawiać na młodzież. W naszym klubie powstało wiele grup młodzieżowych - w tym sekcja żeńska. Chcemy postawić solidne fundamenty, na których Towarzystwo Sportowe będzie funkcjonować przez kolejne lata. Chcemy być zdrowym i przejrzystym klubem, gdzie panuje świetna atmosfera. Zauważają to nasi byli zawodnicy i wychowankowie, którzy wrócili zarówno do I jak i naszej II drużyny. 

 

 

SportoweBeskidy.pl: Odejdźmy od spraw sportowych. Jakim klubem ma być Koszarawa w następnych latach? 
B.J.:
Pamiętajmy, że Koszarawa jest najstarszym klubem w regionie, liczy ponad 111 lat. Kiedyś prawie każdy utalentowany chłopak chciał tutaj grać. Ja urodziłem i wychowałem się w Bielsku, ale Koszarawę kojarzyłem jako topową markę w naszym regionie. Z tego klubu wybiło się wielu utalentowanych zawodników, w tym reprezentantów kraju. Czas jednak patrzeć nie tylko w przeszłość, ale zacząć spoglądać także w przyszłość. Najważniejszym naszym celem jest dokończenie nowego budynku. Obecnie zarząd jest na etapie dopinania wszelkich formalności i wkrótce prace powinny zostać wznowione. To priorytet jeśli chcemy się rozwijać, bo obecne warunki szatniowo-sanitaryjne ograniczają możliwości organizacji wielu eventów, o których myślimy. Wkrótce się to jednak zmieni. 

 

SportoweBeskidy.pl: Lepsze czasy w Koszarawie jeszcze nadejdą? 
B.J.:
Jestem przekonany, że tak. Tylko musimy konsekwentnie trzymać się obranego przez nas kursu. Naszych kibiców chciałbym prosić o cierpliwość. Zdajemy sobie sprawę, że wymagane są od nas lepsze wyniki, ale młoda drużyna Koszarawy potrzebuje czasu. W ostatnich latach wszystko chcieliśmy zrobić zbyt szybko, co ostatecznie doprowadzało do tego, że... staliśmy w miejscu. Futbol wymaga czasu i cierpliwości. Może dobrze się stało tak, jak się stało? Nic bez przyczyny się nie dzieje. Chcemy wypracować solidne fundamenty i wówczas ponownie powalczyć o awans. Jak widać, nie sztuką jest wejść do IV ligi, a potem przegrać 7 pierwszych meczów z rzędu. Konsekwencje spadku z hukiem mogłyby być gorsze niż te, które nas spotkały po lipcowej porażce.

 

 

To też dobry moment, by podziękować prezesom, którzy cały czas się starają. Mimo porażek i niepowodzeń nie składają broni i od kilkunastu lat wkładają w klub swoje siły, pieniądze i przede wszystkim czas oraz chęci. Szczególne podziękowania należą się Stanisławowi Oczkowskiemu, Januszowi Wiwatowskiemu oraz Andrzejowi Krupińskiemu.