
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Beniaminek nic nie wskórał
Zespoły, które ostatnio skutecznie zatrzymywały lidera ze Skoczowa zmierzyły się w Strumieniu w bezpośrednim starciu.
Gospodarze zanotowali lepsze wejście w mecz, ale nie od razu skuteczność była ich atutem. Dla potwierdzenia należy nadmienić o niecelnym strzale, jaki w 5. minucie oddał Bartosz Wojtków, bądź próbie Marcina Niebisza z 7. minuty, której żaden z jego kolegów nie zdołał odpowiednio sformalizować. Aż wreszcie nadeszła 21. minuta – szczęśliwa dla Wisły drużynowo i Artura Pryczka indywidualnie. Pomocnik miejscowych uderzył z odległości około 22. metrów, a Mateusz Cienciała mógł zachować nieco lepiej. Po koźle futbolówka ugrzęzła w „sieci”.
Kto myślał, że beniaminek łatwo się podda, mógł zdziwić się po upływie dokładnie dwóch kwadransów gry. Wpierw Przemysław Wadas dał sobie piłkę wyłuskać, następnie „uruchomionego” dalekim podaniem Michała Czakona wślizgiem przewrócił Mateusz Janota. Sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość, nadając meczowi nowego rytmu. A rozstrzygnięcie nadeszło już po pauzie, wszak pomimo aktywności w końcowej fazie premierowej połowy podopiecznym Dariusza Kłody nie było dane cieszyć się z łupu. W 37. minucie Cienciałę sprawdził główkujący Wojtków, napastnikowi Wisły dokładności zabrakło z kolei w 44. minucie.
Stroną aktywniejszą strumienianie byli również po 15-minutowej przerwie. „Pudła”, jakie zanotowali na wstępie Wojtków oraz Dariusz Indyk, na miejscowych nie zemściły się. W 58. minucie stoper Marcin Urbańczyk zauważył wysuniętego z bramki golkipera LKS-u. Zdecydował się na strzał i była to decyzja najlepsza z możliwych. Przy prowadzeniu gospodarze wciąż dyktowali warunki, skutecznie rozbijając zarazem zapędy pogórzan. Gdy mecz nieuchronnie zbliżał się do końca, zadali przeciwnikowi ostateczne ciosy. W 88. minucie Indyk, a w czasie doliczonym Wojtków korzystali na „centrach” Artura Miłego.
Kto myślał, że beniaminek łatwo się podda, mógł zdziwić się po upływie dokładnie dwóch kwadransów gry. Wpierw Przemysław Wadas dał sobie piłkę wyłuskać, następnie „uruchomionego” dalekim podaniem Michała Czakona wślizgiem przewrócił Mateusz Janota. Sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość, nadając meczowi nowego rytmu. A rozstrzygnięcie nadeszło już po pauzie, wszak pomimo aktywności w końcowej fazie premierowej połowy podopiecznym Dariusza Kłody nie było dane cieszyć się z łupu. W 37. minucie Cienciałę sprawdził główkujący Wojtków, napastnikowi Wisły dokładności zabrakło z kolei w 44. minucie.
Stroną aktywniejszą strumienianie byli również po 15-minutowej przerwie. „Pudła”, jakie zanotowali na wstępie Wojtków oraz Dariusz Indyk, na miejscowych nie zemściły się. W 58. minucie stoper Marcin Urbańczyk zauważył wysuniętego z bramki golkipera LKS-u. Zdecydował się na strzał i była to decyzja najlepsza z możliwych. Przy prowadzeniu gospodarze wciąż dyktowali warunki, skutecznie rozbijając zarazem zapędy pogórzan. Gdy mecz nieuchronnie zbliżał się do końca, zadali przeciwnikowi ostateczne ciosy. W 88. minucie Indyk, a w czasie doliczonym Wojtków korzystali na „centrach” Artura Miłego.