Oba kluby znacząco różnią się w ocenie tego spotkania. Na facebookowym profilu Przełomu można wyczytać, iż zespół zagrał dobre zawody w pierwszej połowie, a zespół na boisku zostawił walkę i serce. Z kolei MKS Lędziny opisuje konfrontację z beniaminkiem słowami "piknikowo, lekko i przyjemnie"... 

Faktem jest, że Przełom na pierwsze 10 minut meczu nie wyszedł z szatni. Można tylko "gdybać", co by było gdyby lędzinianie nie zdobyli w tym czasie dwóch goli, które tak naprawdę ustawiły spotkanie. Wpierw gospodarze zdobyli bramkę po dobrym dośrodkowaniu i strzale z woleja Mateusz Śliwy, a kolejne trafienie dołożył Filip Statkiewicz, który płaskim strzałem zaskoczył golkipera Przełomu. W kolejnych fragmentach potyczka toczyła się już w wolniejszym tempie, a Przełom starał się operować piłką i zagrażać rywalowi, co czynił m.in. Patryk Ciućka, choć w żaden sposób nie zostało to udokumentowane w rezultacie.

Po zmianie stron MKS znów wrócił na właściwe tory. Gola na 3:0 zdobył w 55. minucie Grzegorz Kostrzewa, który po dobrym podaniu prostopadłym wygrał pojedynek sam na sam z bramkarzem z Kaniowa. Ten sam zawodnik ustalił losy spotkania po zamknięciu wrzutki z prawej strony. W tzw. międzyczasie trafiał jeszcze Jakub Gnojczewski. Piłkarz MKS-u skutecznie główkował w zamieszaniu pod bramką przeciwnika.