Wszystkie konfrontacje wiślańsko-skoczowskie rozgrywane w ostatnich sezonach ligi okręgowej padały łupem Beskidu. Ale dziś wietrzono rozstrzygnięcie korzystne dla gospodarzy, którzy mieli potwierdzić, że środowa przegrana skoczowian z Koszarawą nie była przypadkowa. Efekt był jednak taki, że goście przystąpili do spotkania wyjątkowo podrażnieni, w pełni zmobilizowani. Na boisku znalazło to przełożenie w postaci „demolki”.

Już po 3. minutach ekipa spod Kaplicówki znalazła się w dogodnym położeniu. Michał Szczyrba akcję zainicjował, defensorzy WSS nie zachowali należytej uwagi w polu karnym, gdzie czyhał tylko na to Marcin Jaworzyn. Snajper Beskidu był zresztą najjaśniejszą postacią pierwszej części, w której krótko po upływie dwóch kwadransów rywalizacji miał na koncie hat-tricka, w tym egzekwując nieomylnie „11” zaordynowaną za faul na Krzysztofie Surawskim. Wiślanie nie mieli wiele do powiedzenia, ale w 43. minucie doczekali się trafienia honorowego, uderzeniem Szymona Woźniczki z kilku metrów po wcześniejszej akcji lewą flanką.
 



Kto myślał, że gospodarzy gol zdobyty napędzi, a piłkarze Beskidu spanikują, ten musiał przecierać oczy ze zdumienia. W 48. minucie Dawid Jaworski podwyższył wynik na 4:1, co znacząco wpłynęło na dalsze losy potyczki. Miejscowi i owszem próbowali Romana Nalepę zmusić do kapitulacji, lecz w kluczowych momentach zawodzili – vide stemplujący słupek Sz. Woźniczka czy pudłujący z główki Szymon Płoszaj. A gdy w 68. i 69. minucie ciosy zadał Szczyrba, było przesądzone, że punkty pojadą do Skoczowa. Na finiszu wiślanie zostali dotkliwie znokautowani. Asysty w szeregach Beskidu zaliczyli rezerwowi Mateusz SzymalaDaniel Ładan, a wyczyn Jaworzyna z premierowej odsłony wyrównał Szczyrba.

Skalp przyjezdnych 9:1 to z jednej strony pokaz mocy wciąż głównego faworyta do awansu, z drugiej natomiast świadectwo kiepskiej dziś dyspozycji wiślańskiego zespołu. – Wypadliśmy wyjątkowo słabo na tle rywala. Nie mieliśmy argumentów i przegraliśmy zasłużenie – skwitował trener WSS Tomasz Wuwer.