
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Bez mistrzowskiej pieczęci
Już bez „ciśnienia” i z zagwarantowanym tytułem mistrzowskim skoczowski Beskid podjął ekipę z Bestwiny, która z kolei miała chrapkę na sprawienie niespodzianki.
– Nie było zupełnie widać tego, że obie drużyny 48 godzin wcześniej rywalizowały o punkty. Mecz stał na naprawdę dobrym i wyrównanym poziomie – tak konfrontację w Skoczowie ocenił trener bestwinian Sławomir Szymala, którego podopieczni rywalowi „na papierze” mocniejszemu umiejętnie się przeciwstawili.
Gole w sobotę padły 2. W 20. minucie cieszyli się kibice Beskidu, bo robiący mnóstwo „wiatru” na skrzydle Mieczysław Sikora idealnie obsłużył Michała Szczyrbę, który zanotował kolejne trafienie w mistrzowskim sezonie skoczowskiej drużyny. Wyrównanie dla LKS-u nadeszło w 73. minucie. Maciej Móll piłkę w pobliże „świątyni” Beskidu dorzucił, a ze strącenia jednego z obrońców skorzystał Artur Sawicki, ładnym wolejem przy słupku zapewniając swojemu zespołowi wartościowe „oczko”.
Na finiszu bestwinianie bliscy byli nawet wygranej. W 87. minucie Tomasz Kozioł przegrał pojedynek z Jakubem Jędryką, a poprawka Dawida Gleindka nie była dokładna. Przywołany rezerwowy gości w 89. minucie zmarnował szansę jeszcze bardziej klarowną. „Centrę” Mariusza Dusia zamienił na strzał z odległości 4. metrów, lecz futbolówka zakończyła swój lot na górnej siatce bramki Beskidu. Powody do wyjątkowej satysfakcji mieć mógł również Krystian Makowski, którego główka w premierowej połowie ostemplowała słupek.
Na uwagę, obiektywnie odnosząc się do konfrontacji 34. kolejki, zasługuje także to, że szkoleniowiec Kamil Sornat nie posłał dziś do boju w pełni najsilniejszego składu, dając pole do popisu kilku młodym piłkarzom. Zagrożenie skoczowianie i owszem w ofensywie stwarzali, bliski szczęścia był m.in. Krzysztof Surawski.
Gole w sobotę padły 2. W 20. minucie cieszyli się kibice Beskidu, bo robiący mnóstwo „wiatru” na skrzydle Mieczysław Sikora idealnie obsłużył Michała Szczyrbę, który zanotował kolejne trafienie w mistrzowskim sezonie skoczowskiej drużyny. Wyrównanie dla LKS-u nadeszło w 73. minucie. Maciej Móll piłkę w pobliże „świątyni” Beskidu dorzucił, a ze strącenia jednego z obrońców skorzystał Artur Sawicki, ładnym wolejem przy słupku zapewniając swojemu zespołowi wartościowe „oczko”.
Na finiszu bestwinianie bliscy byli nawet wygranej. W 87. minucie Tomasz Kozioł przegrał pojedynek z Jakubem Jędryką, a poprawka Dawida Gleindka nie była dokładna. Przywołany rezerwowy gości w 89. minucie zmarnował szansę jeszcze bardziej klarowną. „Centrę” Mariusza Dusia zamienił na strzał z odległości 4. metrów, lecz futbolówka zakończyła swój lot na górnej siatce bramki Beskidu. Powody do wyjątkowej satysfakcji mieć mógł również Krystian Makowski, którego główka w premierowej połowie ostemplowała słupek.
Na uwagę, obiektywnie odnosząc się do konfrontacji 34. kolejki, zasługuje także to, że szkoleniowiec Kamil Sornat nie posłał dziś do boju w pełni najsilniejszego składu, dając pole do popisu kilku młodym piłkarzom. Zagrożenie skoczowianie i owszem w ofensywie stwarzali, bliski szczęścia był m.in. Krzysztof Surawski.