- Ze spokojem podchodziłem do opinii obserwatorów, że MKS to zespół, który odbiega poziomem od reszty ligi. Przestrzegaliśmy się, aby uważać na takie głosy, ale po meczu mogę to potwierdzić. Mecz z MKS-em był w jedną stronę i nie miał większej historii - mówi nam Mateusz Wrana, szkoleniowiec Spójni. 

 

W takich meczach, jak ten ważne jest, aby wyżej notowany zespół szybko zdobył bramkę. Ta sztuka udała się Spójni, która już po 180 sekundach spotkania wygrywała z MKS-em. Wynik spotkania otworzył Adrian Pindera, który wykorzystał sytuację sam na sam. 10 minut później landeczanie prowadzili już dwiema bramkami. Kamil Jonkisz zamienił na gola oskrzydlającą akcje, a asystą popisał się Kamil Sikora. Więcej goli widzowie w tej części spotkania nie zobaczyli i trzeba przyznać, że wynik 2:0 do przerwy to najniższy wymiar kary dla drużyny z Lędzin. Spójnia miała sporo okazji, aby polepszyć swój stan. 

 

Skuteczność jednak wróciła w ekipie gospodarzy po zmianie stron. W 55. minucie Daniel Sobas skuteczną "dobitką" ulokował piłkę w siatce. Chwilę później Sobas wcielił się w rolę asystenta przy drugim trafieniu w tym spotkaniu Jonkisza. Rezultat spotkania ustalony został w 72. minucie przez Wojciecha Pisarka.