Po 24. minutach zespół z Bestwinki prowadził już 2:0. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzający Bartosz Adamowicz trafił w słupek, lecz dobijający Rafał Dawidek był już wystarczająco precyzyjny. Wkrótce na listę strzelców wpisał się Maciek Skęczek, który odebrał piłkę defensorowi rywali, a następnie w sytuacji sam na sam z bramkarzem skierował futbolówkę do siatki. Utrata drugiej bramki na Iskrę podziałała motywująco, wszak jeszcze przed przerwą drużyna z Pszczyny wyrównała. 

 

Rewanżowe 3 kwadranse gospodarze rozpoczęli wyjątkowo nieudanie. Już w 48. minucie Iskra objęła prowadzenie, wykorzystując błąd miejscowej defensywy. Bestwinka do remisu doprowadziła w 63. minucie za sprawą Filipa Hałasa, lecz to nie wystarczyło, by spotkanie zakończyć z jednym punktem na swoim koncie. W doliczonym czasie gry goście przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę,  właściwie pożytkując chaotyczne dogranie w pole karne. 

 

- Oczywiście emocje w człowieku jeszcze siedzą, ale taka jest piłka. Ja mimo porażki jestem zadowolony z zespołu i naszej gry. Chcemy robić progres, powoli się rozwijać. Wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji, bo robi się ona coraz trudniejsza. Pewnych rzeczy jednak nie przeskoczymy - komentuje Wojciech Lisewski, szkoleniowiec drużyny z Bestwinki, której nie udało się finalnie opuścić strefy zagrożonej spadkiem z Ligi Okręgowej.