Bielszczanie do spotkania z Lechią przystąpili z kilkoma ważnym absencjami kadrowymi. W szeregach Podbeskidzia zabrakło m.in. Rafała Janickiego, który w ostatnich spotkaniach był ostoją defensywy Górali. Mimo to podopieczni Roberta Kasperczyka ze swych obowiązków wywiązali się co najmniej przyzwoicie, szczególnie w końcówce spotkania, gdzie znów pokazali determinację i dobre przygotowanie fizyczne. 

Już w pierwszych minutach starcia Lechia mogła pokusić się o trafienie. Łukasz Zwoliński zaskoczyć próbował Michala Peskovicia, lecz ten był tam gdzie powinien i uchronił zespół z Bielska-Białej przed stratą bramki. Przez pierwsze 30 minut goście nadawali tempo spotkania, choć swej przewagi nie potrafili udokumentować w rezultacie. A że niewykorzystane okazje lubią się mścić... 

W 31. minucie Górale wyszli na prowadzenie. Arbiter podyktował rzut karny za zagranie ręką przez Rafała Pietrzaka, a z 11. metrów skutecznie przymierzył Milan Rundić. Lechia od razu rzuciła się do odrabiania strat. W 36. minucie świetną okazję zmarnował (znów) Zwoliński, który spudłował z bliskiej odległości. Tuż przed końcem pierwszej połowy bramkę na 1:1 zdobył Conrado, zamykając składny kontratak swego zespołu. 



To, co najlepsze działo się w końcowych fragmentach kolejnych trzech kwadransów. Nie oznacza to jednak, że przez resztę czasu na placu gry wiało nudą. W 65. minucie Lechia była blisko zdobycia prowadzenia, lecz piłka po strzale Flavio Paixao trafiła w poprzeczkę. Gdańszczanie dopięli swego jednak 20. minut później, gdy Bartosz Kopacz wykorzystał dośrodkowanie z boku boiska. 

Ten gol nie przesądził jednak o losach meczu. Znów bohaterem Górali okazał się Kamil Biliński, który w 88. minucie ustalił rezultat na 2:2. Napastnik świetnym uderzeniem zza "16" nie dał szans bramkarzowi Lechii na skuteczną interwencję.