
Błędy zadecydowały
Do udanych nie mogą zaliczyć wyjazdu do Bierunia Nowego zawodnicy BKS-u, którzy ulegli miejscowemu Piastowi.
Zaznaczmy na wstępie, to nie było widowisko najwyższych lotów. Entuzjaści artystycznych doznań w futbolu nie byliby ukontentowani tym starciem. Zamiast tego na placu gry rządziło twarde, piłkarskie rzemiosło. Było dużo walki, wślizgów, agresji. Trudno też się dziwić, jak arbiter pierwszą żółtą kartkę pokazał po... 15 sekundach gry. Nie oznacza to jednak, że na boisku nie działo się nic.
Początek meczu należał do bielszczan. Swojej okazji szukał Michał Jura, który uderzał z dystansu. W 14. minucie bliski strzelenia bramki był z kolei Paweł Polański. Pomocnik dobrze zabrał się z piłką, znalazł się w sytuacji sam na sam, lecz w tym pojedynku lepszy był golkiper Piasta. Chwil kilka później BKS-owi przydarzył się moment dekoncentracji, który kosztował bialską Stal stratę bramki. Gospodarze objęli prowadzenie po uderzeniu głową po wcześniejszym dograniu z rzutu rożnego. Na odpowiedź BKS-u nie trzeba było długo czekać. W 38' minucie Adrian Grabowski mocny strzałem wykończył podanie z prawej strony od Kamila Kuśmierczyka. Ten drugi w końcówce premierowej odsłony mógł sam wpisać się na listę strzelców, jednak zawiodła skuteczność.
Po zamianie stron agresywnie na bramkę bialskiej Stali ruszyli piłkarze Piasta. Jan Syc wykazał się dobrą interwencją po uderzeniu z rzutu wolnego. W 50' minucie bramkarz BKS-u znów jednak musiał wyciągać piłkę z siatki, ponownie po strzale głową przez piłkarza z Bierunia Nowego. Bielszczanie, co zrozumiałe, rzucili się do odrabiania strat, lecz w ich poczynaniach było sporo niedokładności. Niecelnie uderzali m.in. Jakub Maj czy Grabowski. Zamiast tego Piast zdobył kolejną bramkę. Syc faulował we własnym polu karnym, a zawodnik Piasta nie omieszkał zamienić "11" na gola.
Tym rezultatem zakończyło się spotkanie, choć chwilę później o bramkę mógł pokusić się Kuśmierczyk, lecz piłka zatrzymała się na poprzeczce. Na domiar złego BKS kończył mecz w "10", po tym jak czerwoną kartkę ujrzał Grzegorz Kalamus.