Z tej roli skoczowianie wywiązali się, a strzeleckie popisy rozpoczęli stosunkowo szybko, bo w 9. minucie. Po szybkim ataku Michał Szczyrba dograł do Mieczysława Sikory, który nie zmarnował okazji. Szturmu gospodarzy kibice w kolejnych minutach nie doświadczyli. Skoczowianie i owszem posiadali znaczną przewagę, ale już ze skutecznością było na bakier. M.in. Sikora i Marcin Jaworzyn mylili się w obliczu bramki Piotra Walasa. LKS '99 ripostował jedynie uderzeniem Marcina Siekierki, z którym Roman Nalepa bez trudu sobie poradził.

Wątpliwości wszelakie rozwiała druga połowa, na której wstępie w 48. minucie z rzutu karnego po faulu na Krzysztofie Surawskim sprawiedliwość wymierzył Wojciech Padło. Na liście autorów goli wylądował także niegrzeszący dziś skutecznością Jaworzyn, któremu asystował Adrian Borkała. Gdy pucharowa konfrontacja zbliżała się ku końcowi Kamil Janik zachował zimną krew po podaniu Padły. Goście w tej sytuacji założyli nieudaną pułapkę ofsajdową.

W Skoczowie uzyskanie przepustki do kolejnej rundy przyjęto z zadowoleniem. Trudno jednak w przypadku sobotniego występu Beskidu mówić o „maksie”. Kilka wybornych szans niedawny IV-ligowiec zaprzepaścił, prócz wspomnianego Jaworzyna mylili się choćby Janik, Surawski czy Borkała. – Zwycięstwo i awans cieszą, ale nie przystoi marnować niektórych okazji. Przy innym przebiegu meczu mogłoby się to na nas boleśnie zemścić – ocenia trener skoczowian Marcin Michalik.