Faworyzowany spadkowicz z IV ligi od 20. minuty, po bramce zdobytej przez Adama Paletę, przegrywał 0:1. Do wyrównania doprowadził w doliczonym czasie gry po stałym fragmencie. Sensacja była blisko... – Myślę, że mimo wszystko możemy mówić o sensacji, ale nie takiej dużej, na jaką długo się zanosiło. Graliśmy z liderem, który na swoim koncie miał 55 goli zdobytych i tylko 5 straconych. Jako 13. zespół w tabeli byliśmy skazywani na pożarcie, co starałem się przedstawić drużynie, jako nasz atut. Nie mieliśmy nic do stracenia, to Beskid musiał wygrać – zaznacza Krzysztof Dybczyński. – W przerwie mówiliśmy o konsekwencji w grze. Oczywiście przeciwnik dłużej utrzymywał się przy piłce, ale niewiele z tego wynikało. Zagrażał nam tylko po stałych fragmentach. Natomiast my odpowiadaliśmy kontratakami. Kilka szybkich akcji udało nam się wyprowadzić, po jednej z nich Daniel Kasprzycki mógł zamknąć mecz, ale znajdując się w świetle bramki uderzył nad poprzeczką – dodaje szkoleniowiec zespołu z Jaworza.

Czarni po skromnym zwycięstwie w Kończycach Małych i pokonaniu Tempa Puńców zanotowali kolejny dobry występ. – Remis w Skoczowie oceniam jako wynik sprawiedliwy, ponieważ przeciwnik miał więcej z gry, ale gdy traci się gola w samej końcówce, to zawsze pozostaje niedosyt. Gratulacje dla zespołu za walkę – podsumowuje nasz rozmówca.

Wobec remisu z niżej notowanym zespołem Beskid stracił pozycję lidera na rzecz Błyskawicy Drogomyśl. Skoczowianie mają jednak do rozegrania jeden zaległy mecz.