Do Górala należała pierwsza połowa meczu. Gospodarze wypracowali sobie kilka dogodnych szans bramkowych, by wspomnieć o uderzeniach Dariusza Juroszka, jakie mijały cel, czy zwlekającym zbyt długo w obrębie pola karnego Szymonie Glecie. Gola jednak istebnianie się doczekali. W 34. minucie sędzia podyktował „11” za zagranie ręką, choć opinie w ocenie sytuacji były znacząco odmienne. Fakt faktem – Dawid Colik pokonał Rafała Jacaka. – Zbyt bojaźliwie weszliśmy w mecz i oddaliśmy Góralowi inicjatywę. To ulegało diametralnej odmianie po pauzie – przyznaje Patryk Pindel, szkoleniowiec wiślańskiej drużyny.

W istocie świadkami innego scenariusza gry byli kibice w Istebnej po powrocie futbolistów z szatni. Podopieczni Dariusza Ruckiego postawili na głęboką defensywę i wyprowadzanie kontr. Idealnym zdarzeniem na taką taktykę było podwyższenie prowadzenia z 56. minuty, czego dokonał D. Juroszek. Niebawem swoje okazje wypracowali też przyjezdni. Aktywny był w szczególności Wojciech Małyjurek i to on przysporzył derbowej batalii emocji po tym, jak w 78. minucie na raty pokonał Andrzeja Nowakowskiego po wrzutce Artura Adamczyka. Góral grał wówczas w liczebnym osłabieniu, bo uwadze rozjemcy nie umknęło niesportowe zachowanie Jakuba Legierskiego, odesłanego w 65. minucie do szatni. Siły wyrównały się w 80. minucie, choć przewinienie Dawida Mazurka na bezpośrednie wykluczenie bynajmniej nie zasługiwało.

A wynik? Już do końcowego gwizdka nie drgnął, choć okazje ku temu i owszem były obustronne. Krystian Strach omal nie zapewnił WSS „oczka” wyjazdowego, z kolei lob Andrzeja Kąkola mógł przypieczętować zwycięstwo Górala... – Sytuacji klarowniejszych mieliśmy dziś więcej i w mojej opinii po meczu, w którym dominowały jednak proste środki, zasłużenie mogliśmy cieszyć się z wygranej – ocenia trener istebnian.