Od startu ofensywnie usposobieni gospodarze zostali za swą postawę nagrodzeni. W 13. minucie Tomasz Szyper umiejętnie obrócił się z piłką, dograł prostopadle do wychodzącego sam na sam Tomasza Stasiaka, który naprzeciwko Wojciecha Woźniczki zachował się na tyle właściwie, że Tempo objęło prowadzenie. Goście byli w stanie odpowiedzieć, bo po raz pierwszy tej wiosny skutecznością „zgrzeszył” Szymon Płoszaj. Napastnik ekipy z Wisły był bezwzględny wobec Zbigniewa Huczały przy strzale z rzutu wolnego. Remisem wiślanie nie zdołali się jeszcze nacieszyć, a już... przegrywali. W 23. minucie w następstwie kornera futbolówkę poza linię wepchnął Adam Olszar.

Tyle, jeśli chodzi o strzeleckie zdobycze przed przerwą, choć obie drużyny mogły mieć dorobek pokaźniejszy. – Kontrolowaliśmy grę przy cofniętym rywalu. Mieliśmy trochę kłopotu z długimi podaniami na Szymka Płoszaja, ale generalnie nie dopuszczaliśmy do zbyt wielu zagrożeń pod naszą bramką – komentuje trener miejscowych Michał Pszczółka, który po wznowieniu zmagań miał sporo powodów do radości.
 



Ten najistotniejszy to rezultat, bo o korzystny dla Tempa zadbali po dwakroć asystujący Stasiak oraz finalizujący akcje gospodarzy Mateusz Szuster i Michał Tobiasz – odpowiednio w 59. i 61. minucie. Zanim gospodarze przeciwnikowi konkretnie „odjechali” po rzucie rożnym w dogodnej sytuacji spudłował Szymon Woźniczka, który mógł wynik wyrównać na 2:2. Tak czy inaczej... – Tempo było zespołem lepiej operującym piłką i zasłużenie nas pokonało. Końcowy rezultat niczego nie przekłamuje – zaznacza Tomasz Wuwer, szkoleniowiec WSS.

A skoro o wyniku mowa, to czysto statystycznie rzecz ujmując dodajmy, że przyjezdni byli tą drużyną, która gola strzeliła jako ostatnia. W 69. minucie Tymoteusz Pilch dobił uderzenie Płoszaja, które zblokowali obrońcy Tempa.