Gospodarze mecz ułożyli sobie w sposób wymarzony. W 9. minucie Daniel Krzempek dopadł do prostopadłej piłki i pewnie pokonał Wojciecha Rzońcę. Był to dopiero początek problemów ekipy z Pruchnej. W 28. minucie było już 2:0, gdy Szymon Kwiatkowski niefortunnie po zagraniu Damiana Żyły zaskoczył własnego golkipera. Kiedy w 30. minucie ostrego faulu skutkującego czerwoną kartką dopuścił się Adam Zbroszczyk, jasnym niemal stało się, że Błyskawica sięgnie dziś po punkty w pełnej okazałości. Biegu wydarzeń po myśli wicelidera „okręgówki” nie zmienił kontaktowy gol LKS-u '99. W 38. minucie z bocznego sektora dośrodkował Kacper Brachaczek, a Mariusz Saltarius pechowo skierował futbolówkę do „prostokąta” strzeżonego przez Krzysztofa Michałowskiego.

O ile w premierowej części goście w miarę dotrzymywali kroku faworytowi i mieli jeszcze niezłe szanse Piotra Kowala i Juana Pablo Alvareza Munery, tak po zmianie stron byli już dla drogomyślan tłem. Między 59. a 78. minutą instynktem strzeleckim najwyższych lotów wykazał się Krzysztof Koczur. Po dwakroć snajperowi asystował Krzempek, inne z trafień było następstwem indywidualnych umiejętności „Kotka”. Bezradnych piłkarzy z Pruchnej dobił Bartosz Szołtys, który zaliczył cenny przechwyt i pięknym wolejem wynik ustalił na efektowne 6:1. Gdyby jednak celowniki futboliści Błyskawicy mieli nastawione lepiej, to ich stan posiadania mógł być po spotkaniu pokaźniejszy.

– Do momentu czerwonej kartki nie wyglądało to aż tak źle. Później zaczęło nam doskwierać zmęczenie przy grze w osłabieniu. Błyskawica inicjatywę miała całkowitą, po naszej stronie była to wyłącznie „obrona Częstochowy” – przyznał trener przyjezdnych Tomasz Wróbel.