Niemal cała pierwsza część meczu była widowiskiem – nazwijmy to delikatnie – mało porywającym. Gospodarze próbowali otworzyć wynik, ale jakiekolwiek ofensywne próby podejmowali w kiepskim stylu. Rywale celny strzał oddali jeden, ale za to... bramkowy. W 43. minucie prostopadłą piłkę otrzymał Dominik Natanek i przypomniał fanom w Bestwinie, że o strzelaniu goli pojęcie ma. W tym fragmencie spotkania wydarzyła się jeszcze jedna rzecz godna uwagi. W 41. minucie drugie „żółtko” skompletował pomocnik Metalu Skałki Paweł Suski, który tym samym udział w meczu zakończył przedwcześnie. I właśnie ten moment potyczki miał kluczowe znaczenie dla jej losów, bardziej nawet aniżeli trafienie „Natana”.

Druga odsłona to atak za atakiem w wykonaniu odrabiających dystans gospodarzy. Już w 51. minucie Szymon Skęczek asystował wprowadzonemu w przerwie Dawidowi Gleindkowi, który strzałem do „pustaka” zmienił stan meczu. Nie minął kwadrans, a lepiej prezentujący się w przewadze LKS Bestwina był górą. Adrian Nycz wprawdzie w piłkę przy uderzeniu z 12. metra czysto nie trafił, ale i tak zdołał przelobować golkipera żabniczan. Ci nie mieli argumentów, by w osłabieniu uratować choćby „oczko”. Za to przy lepszej skuteczności miejscowych, choćby w sytuacjach Konrada Kowaliczka, czy Bartłomieja Ferugi, sukces bestwinian mógł przybrać bardziej okazałych rozmiarów.

– Mamy radosne święta, na które zapracowaliśmy dobrą grą w drugiej połowie dzisiejszego meczu – ocenił „na gorąco” trener gospodarzy Sławomir Szymala.

Protokół meczowy poniżej.