Nie tak wyobrażali sobie konfrontację z Góralem Istebna zawodnicy Borów Pietrzykowice. Podopieczni Sebastian Gruszfelda w razie zwycięstwa mogli zachować szanse na udział w mistrzowskiej "4". Każda strata punktów pozbawiała ich natomiast wszelkich nadziei. 
 
O tym, że piłka nożna nie zawsze jest sprawiedliwa, wiadomo nie od dziś. Faworyzowane Bory spotkanie rozpoczęły zgodnie z planem, wszak już w 5. minucie Michał Motyka wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Dynamiczny skrzydłowy przy pokonaniu Dawida Sikory wykazał się nie lada precyzją. Przewaga gospodarzy była wyraźna, lecz brakowało im skuteczności. Zwłaszcza w końcówce spotkania: rzutu karnego nie wykorzystał Szymon Kacprzak, a z najbliższej odległości w słupek trafił M. Motyka. 
 
Przyjezdni? W niedzielę ulegli na własnym obiekcie Koszarawie Żywiec aż 0:11. Po tak dotkliwej porażce beniaminek z Istebnej chciał się zatem odkuć się w Pietrzykowicach, sprawiając jednocześnie niespodziankę. Ta stała się faktem, bowiem w 66. minucie Zbigniew Małyjurek jedną z nielicznych eskapad swojego zespołu w pole karne rywala zakończył bramką. 

 
- Mecz w Milówce z Podhalanką sporo nas kosztował, co było widać w starciu z Góralem. Nie byliśmy sobą, brakowało nam sił i paliwa. Rywal dłużej utrzymywał się przy piłce, ale nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. My je natomiast mieliśmy klarowne mimo słabej gry - ocenił Sebastian Gruszfeld, trener gospodarzy. 

Tym samym Bory Pietrzykowice jesienne zmagania zakończą na 5. pozycji (wczorajsze zwycięstwo nic by im nie dało, bo Podhalanka Milówka wygrała swój mecz). Góral Istebna zadowolić się musi 8. lokatą.