To była czarna środapowiedział opuszczając halę przy ulicy Startowej jeden z zagorzałych kibiców bielskiego Rekordu, z którym miałem okazję śledzić wczoraj nie tylko rywalizację futsalowców, ale także spotkanie pucharowe drużyny „trawiastej”. sportowebeskidy W Landeku doszło do sporej niespodzianki. Spójnia, która jest liderem bielskiej „okręgówki” kosztem drużyny Wojciecha Gumoli uzyskała awans do finału Pucharu Polski BOZPN na szczeblu podokręgu Bielsko-Biała. Wyżej notowani „rekordziści” przegrali na własne życzenie. W pierwszej połowie pomimo optycznej przewagi nie potrafili zagrozić bramce rywala, po zmianie stron stworzyli sobie przynajmniej pięć klarownych sytuacji, nie wykorzystali żadnej. Gola zdobył Łukasz Hanzel, uderzył zza pola karnego. Goście mogli/powinni prowadzić 2:0, 3:0, nie sądzę, że wówczas Spójnia potrafiłaby odwrócić losy meczu. Zespół Jarosława Zadylaka przegrywał tylko 0:1, w końcówce zdobył dwa gole. Duże ożywienie w poczynania gospodarzy wniósł Dominik Zieliński. Bramki dla Spójni nie były jednak efektem huraganowych ataków czy przejęcia kontroli nad boiskowymi wydarzeniami, raczej ambitnej gry i odrobiny szczęścia. Jakub Kubica wepchnął piłkę do siatki w ostatniej akcji meczu.

Trener Gumola po spotkaniu miał mocno zafrasowaną minę, goście schodzili ze spuszczonymi głowami, Dariusz Rucki murawę opuszczał mocno i głośno przeżywając niepowodzenie. Rozmawiałem po meczu ze szkoleniowcem, rozmawiałem z kapitanem, nie kryli rozczarowania wynikiem, trener postawą niektórych zawodników. Zabrakło „Woźnego”, zabrakło „Wasyla”, dwóch liderów, reprezentujących dwa piłkarskie pokolenia. Bez kompleksów zagrał młody Michał Czernek, który w drugiej połowie dostał swoją szansę. Rajdami imponował po przerwie Adrian Olszowski, nieskutecznością "błysnął" Mietek Sikora, rozpędził się w swoim stylu, ale nie trafił od bramki. Wyższości goście nie udokumentowali, pozwolili sobie na dwa momenty słabości w defensywie, brawa dla Spójni!

O ile porażkę w Landeku należy rozpatrywać w kategoriach dużego rozczarowania, o tyle nad stratą punktów z Gattą można przejść do porządku dziennego. Nic się nie stało, wszak do Cygańskiego Lasu zawitał czołowy zespół Ekstraklasy Futsalu. Po wymianie ciosów goście pokonali aktualnych mistrzów Polski. Kluczowy dla losów pojedynku był jeden błąd popełniony w drugiej połowie, strata zapoczątkowała zabójczą kontrę. W pierwszej połowie Rekord dwa razy doprowadzał do wyrównania, trzecia próba dogonienia rywala spełzła na niczym. W poprzednim sezonie "biało-zieloni" na wstępie rozgrywek w spotkaniach z "Wielką Trójką" – Gattą, Pogonią i Wisłą – wywalczyli trzy punkty, w trwającym – cztery.

W Landeku dało się odczuć przede wszystkim rozczarowanie, w hali przy Startowej niedosyt. Niespodzianki w meczach pucharowych zdarzają się nie od dziś, zdarzać będą zawsze. Niżej notowane zespoły podwójnie sprężają się na mecze z drużynami z wyższych półek. Nie lada okazję, by wypromować się chcą wykorzystać. Natomiast gdy spotykają się drużyny o potencjale zbliżonym, rozstrzygnięcie każde wchodzi w grę. „Biało-zieloni” przegrali wczoraj dwa mecze, a przegrywać nikt nie lubi...

P.S. Rekord zyskał kolejnego partnera  szkółkę Socatots – Maluszki w Akcji. Przed meczem z Gattą porozumienie traktujące o współpracy podpisali – Janusz Szymura, prezes BTS Rekord Bielsko-Biała oraz Dariusz Szromba, prezes Socatots – Maluszki w Akcji.  Krzysztof Biłka SportoweBeskidy.pl