Jeszcze tylko kilka dni, w niektórych przypadkach tygodni, a kolejny sezon piłkarski dobiegnie końca. Również w beskidzkim futbolu. Oby to, co najlepsze było wciąż przed nami. Zupełnie, jak powtarzając za głosem Muńka Staszczyka – „Najlepsze miesiące to kwiecień, czerwiec, maj”.

MN felieton W piłkarski czerwiec nie wkraczamy w nastrojach przesadnie optymistycznych. Jednocześnie wiemy doskonale, że nigdy nie jest przecież tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Towarzyszy nam za to tytułowa niepewność, bo lada dzień zapadnie wiele ważnych rozstrzygnięć, których oczekujemy, jak to się mówi, z duszą na ramieniu. Bo rzutować będą na piłkarską przyszłość.

Nie sposób nie zacząć od Podbeskidzia i przedstawicielowi ekstraklasy poświęcić najwięcej miejsca... Od euforii do rozpaczy. Tak w dużym skrócie można opisać drogę całej społeczności skupionej wokół klubu. „Górale” po rozstaniu z Leszkiem Ojrzyńskim wcale nie grają lepiej. Zwycięskie starcie w Bełchatowie pod nową „miotłą” było tylko „jaskółką”, która wiosny nie uczyniła. Nie jest to oczywiście równoznaczne z pochwałami dla byłego szkoleniowca bielszczan, bo przecież obecne wyniki to w znacznej mierze pokłosie pracy poprzedniego sztabu trenerskiego. Nie czas jednak i miejsce, by wracać do tego, co już dawno za nami.

Dariuszowi Kubickiemu trochę współczuję. Wpakował się w sytuację niewdzięczną. Bo, jeśli „Górale” unikną degradacji, to wszyscy i tak będą narzekać i rozpamiętywać brak awansu do grupy mistrzowskiej. A utrzymanie potraktują jako coś oczywistego, mimo to wywalczonego w mękach. O drugim wariancie nie chcę głośno mówić. Ale skoro temat wywołują sami piłkarze?

„Przybliżyliśmy się do I ligi” – powiedział po piątkowej klęsce z Cracovią Marek Sokołowski. Wciąż wszystko jest w nogach i głowach „Górali”, choć niewiele za nimi przemawia. Ten wiekowy zespół po prostu nie ma za bardzo z czego „odpalić”. Trener nie ma też zbyt dużego pola manewru. Może i ktoś uznać, że to złośliwość, ale powiem raz jeszcze, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą przede wszystkim osoby zarządzające klubem. Błędów popełniono wiele, „samobójów” w trakcie sezonu namnożyło się. Pytanie kluczowe – kto na Boga pozwolił, by pod Klimczokiem stworzyć jedną z najstarszych drużyn w Europie? Co stało się z atmosferą w zespole i słynnym w całym kraju góralskim charakterem? Kibice w Bielsku-Białej skandujący po meczu do piłkarzy: Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie?

Wypadałoby zapytać prezesa klubu, ale Wojciech Borecki wyjechał na... urlop. Albo ślub syna, jak kto woli. Wiecie – taki trzytygodniowy. W najważniejszym momencie dla klubu, gdy grunt osuwa się spod nóg. Za tydzień wszystko będzie jasne. Podbeskidzie MOŻE znaleźć się w gronie I-ligowców, a prezes i tak odbierze po powrocie kolejną sowitą wypłatę. Czy naprawdę nie ma w tym mieście nikogo, kto odpowiednio zareagowałby na tak skandaliczną sytuację? Powiem szczerze jako kibic – po powrocie, za lekceważące potraktowanie klubu, bo inaczej nie można tego określić, wręczyłbym panu Boreckiemu jedynie wypowiedzenie umowy w trybie natychmiastowym. I bilet do Stanów. Na znacznie dłużej niż trzy tygodnie.

Podbeskidzie to jednak „mały pikuś”. Z jeszcze większym drżeniem serca obserwujemy to, co dzieje się w „naszej” IV lidze. A tu wśród zespołów zagrożonych degradacją mamy aż dwóch przedstawicieli. Równie szkoda byłaby żywieckiego Górala, jak i walecznego beniaminka z Radziechów. Góral to od lat kopalnia zdolnej młodzieży, przykład dla wielu klubów w regionie. GKS zaś namacalny dowód, że można dziś zbudować coś fajnego praktycznie z... niczego. W przypadku obu drużyn konieczne jest wygrywanie niemal wszystkiego do samego finiszu rozgrywek. To cztery mecze. I chyba potrzebny cud.

Czerwcowa niepewność także u dziewczyn. Ekstraligowy Mitech konsekwentnie zmierza(ł) po historyczny dla klubu medal w elicie. Ale droga ku temu jest daleka. Jeśli wszystko potoczy się pomyślnie, żywczanki „wchłoną” na ostatniej prostej Górnika Łęczna. Ale może się okazać z drugiej strony, że do „pudła” stracą nawet 11 punktów. Obawy są więc niebezpodstawne. Brak miejsca na podium, choć w pewnym sensie spodziewany jako jedno z rozwiązań, byłby rozczarowaniem. Bo Mitech z sezonu obecnego, to drużyna znacznie przewyższająca tą z rozgrywek wcześniejszych.

A w naszej „okręgówce”, jakżeby inaczej, też „smaży się”. Zagrożonych a-klasową rzeczywistością jest kilka ekip, w tym takie potęgi na beskidzką skalę, jak MRKS Czechowice-Dziedzice, Piast Cieszyn, czy Koszarawa Żywiec. Wariant pesymistyczny to spadek nawet czterech drużyn zamykających tabelę! Jest o co walczyć. Tu czerwcowe dni będą nie bez przesady sądnymi. Gdzieś zapanuje wielki smutek.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl