SportoweBeskidy.pl: W Chybiu wszystko zdaje się zmierzać wreszcie we właściwym kierunku. „Jedynka” Cukrownika w A-klasie, drugą drużynę zgłosiliście do rozgrywek b-klasowych. Wypada tylko pogratulować.

Daniel Poloczek:
Dzięki wielkie. Tak się złożyło, że długo oczekiwaliśmy w niepewności na ostateczne rozstrzygnięcia składu A-klasy. Jako mistrz awans wywalczył Zryw Bąków, ale obserwowaliśmy sytuację i zakładaliśmy, że my też przy mniejszej liczbie drużyn uzyskamy promocję. Bardzo na ten awans liczyliśmy, potrzebowaliśmy go i jest to tak naprawdę super nagroda dla tych chłopaków, którzy zdecydowali się bronić barw Cukrownika w trudnym dla klubu momencie.

SportoweBeskidy.pl: Degradacja Cukrownika do B-klasy była niemałym szokiem w środowisku. Stosunkowo szybko udało się wam wszystko na nowo poskładać. Co było kluczem?

D.P.:
Gdy klub nie przystąpił do rozgrywek „okręgówki” na skutek problemów finansowych i organizacyjnych, znaczna część zawodników wyraziła chęć gry na wyższym poziomie, nawet próbując sił w IV lidze. Nie stawaliśmy im w tym na przeszkodzie. Wtedy jednak na powrót zdecydowali się chłopcy, którzy grali kiedyś w Cukrowniku w wieku juniorskim, bądź też ci mający w ostatnich latach przerwę od futbolu. Przesądził o tym sentyment i za to należą się im ogromne słowa pochwały. Dlatego też z mojej perspektywy to awans zasłużony. Finansowo może nie stoimy za dobrze, ale budujemy klub konsekwentnie na miarę możliwości.
 


 

SportoweBeskidy.pl: Obecnie piłkarzy chętnych do gry w Cukrowniku jest tak dużo, że zgłosiliście drużynę do B-klasy?

D.P.:
Kiedy awans do A-klasy okazał się przesądzony chęć reprezentowania Cukrownika wyrazili kolejni zawodnicy, co jest powodem do satysfakcji. Zależy im na tym, aby w Chybiu grać i nie widzą potrzeby traktowania tego zarobkowo. Z Cieszyna powrócili Andrzej Stokłosa i Konrad Michalski, jest z nami również skupiający się ostatnimi czasy na kształceniu zawodowym Dawid Świńczyk. Do tego bramkarz Daniel Antończyk, który był wypożyczony do Victorii Hażlach czy Kamil Skowronek wracający do treningów. Mamy poza tym chłopaka z Ukrainy, który grał na wyższym szczeblu rozgrywkowym w swoim kraju i może być naszym dużym wzmocnieniem.

SportoweBeskidy.pl: Nie przystąpicie więc do ligi jako zespół myślący wyłącznie o utrzymaniu?

D.P.:
Poprzeczkę zawiesiliśmy sobie wysoko. Nie chciałbym celu naszego jednak zdradzać w tym momencie. Walczymy i jesteśmy dobrej myśli. Fajnie, że otrzymaliśmy zastrzyk „świeżej krwi”, są też utalentowani juniorzy. Przystępujemy do rozgrywek pod trenerską wodzą Szymona Miłka, który przynajmniej na a-klasowym poziomie nie będzie już grającym szkoleniowcem. Optymizmu nam nie brakuje. W szatni panuje mega pozytywna atmosfera, a wiem to, bo niedawno jeszcze sam byłem zawodnikiem. Pomaga nam gmina, życzliwi ludzie z zewnątrz. Cukrownik jest na najlepszej drodze, aby wrócić tam, gdzie jego miejsce.

SportoweBeskidy.pl: A największe problemy? Bo zapewne nie z wszystkimi udało się uporać...

D.P.:
Pojawił się mocno doskwierający nam problem z halą, która stanowi główne źródło utrzymania klubu. Zmieniły się przepisy przeciwpożarowe, wskutek czego w myśl nowych wytycznych zablokowana została ze względów bezpieczeństwa możliwość noclegów na naszym obiekcie. Zakasaliśmy rękawy i obecnie możemy już przyjmować grupy, ale pod warunkiem dalszych działań w tym kierunku. Jestem dobrej myśli w tym temacie.

Co do samego klubu, to układamy jego struktury na nowo. Sugerujemy się innymi klubami dobrze prosperującymi, zwłaszcza takimi w naszym podokręgu, które pokazują, że da się grać swoją młodzieżą na bazie lojalności do klubu i społecznego zaangażowania. Doskwiera nam za to problem związany z jakościowymi trenerami, którzy trafiają do lokalnych szkółek piłkarskich. Efekt jest taki, że choć piłkę nożną w Cukrowniku uprawiać można za darmo, to rodzice często decydując się płacić za zajęcia i tam swoje dzieci wysyłają. To trochę niezrozumiałe, a jednocześnie na ten moment trudne do przeskoczenia.