SportoweBeskidy.pl: Pana rozstanie z Kuźnią to ogromne zaskoczenie. Wydarzyło się coś szczególnego?

Dariusz Kłus:
Raczej nie. Już wcześniej wspominałem, że oczekuję na zapewnienie ze strony władz klubu, że wraz z rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu będę mógł pracować w dużej mierze z tą grupą zawodników, z którą udało się coś fajnego w ostatnich miesiącach osiągnąć. Takich deklaracji, że trzon drużyny zostanie utrzymany niestety nie otrzymałem. Byłem chętny do dalszej współpracy i sam z decyzją odnośnie dalszego prowadzenia Kuźni mogłem się wstrzymać nawet do samego powrotu do treningów, ale prezes oczekiwał określenia się „tu i teraz”, argumentując, że kadra pozostanie na pewno solidna. Mam natomiast taką zasadę, że trzymam się tego, co powiedziałem i nie chciałem się wycofywać ze swoich słów.

SportoweBeskidy.pl: Zapewnienie o solidnej kadrze nie było wystarczające?

D.K.:
Po rozmowach z chłopakami sytuacja kadrowa wydaje się dość zagmatwana. Kilku zawodników z tej podstawowej grupy w klubie zostaje, część się waha, a inni deklarują, że chcą spróbować swoich sił w wyższej lidze. I nie mówię, że tak na pewno będzie, ale może się ziścić latem scenariusz budowy kadry w dużym stopniu od nowa. Dla mnie było to punktem nie do przeskoczenia. Dziś nie jestem więc w stanie złożyć deklaracji, że po roszadach personalnych, których skalę nie sposób określić zostanę w klubie.
 



SportoweBeskidy.pl: Nie jest żal opuszczać Kuźnię, która była jedną z najlepszych drużyn w lidze na wiosnę i seryjnie mecze wygrywała?

D.K.:
Pewnie, że jest. Przystępując do każdych rozgrywek chce się grać o jak najwyższe cele. Nie chciałbym przyjeżdżać na treningi i mecze, a później denerwować się, że kadra jest wąska, a na boisku brakuje jakości. Zdaję sobie sprawę, że to poziom IV ligi, ale mieliśmy w tej rundzie naprawdę mocny zespół. Jeśli część piłkarzy odejdzie, a drużyna nie zostanie odpowiednia zasilona to może być różnie. Chciałem tego jednak uniknąć, aby nie obgryzać nerwowo paznokci przed meczami.

SportoweBeskidy.pl: A wydawało się patrząc na to wszystko z zewnątrz, że Kuźnię stać będzie w nowym sezonie, aby pójść krok dalej...

D.K.
: W pewnym sensie rzeczywiście tak było. Złapałem od początku dobry kontakt z chłopakami, z całym otoczeniem w klubie. Wszystko toczyło się dobrymi torami, bo zbudowaliśmy fajny zespół, w którym panowała świetna atmosfera. Szkoda, że to kończymy. Ale miałem żelazny punkt i nie mogłem tego odpuścić. Moim celem było zachowanie jakości w zespole, przyjeżdżanie z ochotą do pracy i w takich okolicznościach poświęcanie się jej.

SportoweBeskidy.pl: Rozumiem, że do stanowiska prezesa klubu podchodzi pan wyrozumiale?

D.K.:
Tak, każdy miał tu swój punkt widzenia. Prezes odpowiada za cały klub i ja to szanuję. Drogi nasze się jednak nie krzyżowały, a rozchodziły. Nikt nie chciał ustąpić, choć było kilka rozmów od ubiegłej środy. Ale obie strony jednoznacznie pozostały przy swoim zdaniu, dlatego też się pożegnaliśmy.

SportoweBeskidy.pl: Telefony z innych klubów się rozdzwoniły?

D.K.:
Spokojnie, sprawa ta jest bardzo świeża. Ktoś może pomyśleć, że mam już inny klub, ale nic bardziej mylnego. Byłem mocno nastawiony na to, że 11 lipca spotkamy się na pierwszym treningu w Ustroniu. Rozmowy przybrały taki obrót, że jestem już wolnym trenerem. Wyczekuję zakończenia roku szkolnego i urlopu, bo w ubiegłym roku odpocząć mogłem ledwie 3 dni. Czeka mnie trochę oddechu, a potem zobaczymy co dalej. Niczego za bardzo w przód nie planuję, bo widać, że czasami nie ma co zbyt daleko sięgać wzrokiem. Scenariusze w życiu są różne, w piłce jest podobnie.