
Defensywa, defensywa i jeszcze raz defensywa
Właściwie skonstruowaną drużynę piłkarską buduje się od formacji defensywnej. To bardzo często klucz do zdobywania punktowych łupów. Wyjazdowy mecz „rekordzistek” w Łęcznej niniejszą teorię potwierdza aż nadto.
Zanim jednak zawodniczki Rekordu Bielsko-Biała wykonały tytaniczną pracę „w tyłach”, zdołały otworzyć wynik wyjazdowej batalii. W 9. minucie Nikola Dębińska dośrodkowała z rzutu rożnego na głowę Agnieszki Glinki, która piłkę zagrała przed bramkę, a tam koszmarną pomyłkę „swojakiem” przypłaciła Roksana Ratajczyk. Gospodynie wyraźnie zostały tym zdarzeniem wytrącone z równowagi, bo choć atakowały, to ich próbom brakowało elementu zaskoczenia. To również zasługa ofiarnych interwencji przyjezdnych.
Gdyby oceniać rewanżową odsłonę meczu przez wzgląd na jej „optykę”, to trudno byłoby wskazywać biało-zielone jako drużynę sięgającą po wszystkie punkty. Magda Piekarska wyekspediowała futbolówkę z linii bramkowej, niebawem Kinga Ptaszek powstrzymała najgroźniejszą w szeregach Górnika Paulinę Tomasiak. Łęcznianki nacierały też z animuszem po ofensywnych roszadach trenera. Wszystko to zdało się na nic. Ani razu piłkarki Rekordu nie pomyliły się na tyle, aby zadanie przeciwniczkom ułatwić. A wygrana 1:0 jest o tyle wartościowa, iż odniesiona z zespołem wyżej klasyfikowanym w ekstraligowej stawce, wciąż aspirującym do lokaty na podium...
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że wykazaliśmy się naprawdę sporą determinacją i nie dopuściliśmy do utraty bramki. Ten zdobyty gol, choć szczęśliwie, podziałał bardzo motywująco na całą drużynę i pokazał, że nasza praca ma sens – podsumował trener bielszczanek Mateusz Żebrowski w relacji z meczu na klubowej stronie Rekordu, dedykując wyjazdowego „maksa” kontuzjowanym zawodniczkom: Nicoli Madejczyk, Nadii Czarneckiej i Roksanie Gulec.