DEJA VU?
Nigdy nie można przekreślać szans drużyny przed meczem. Analizując jednak postawę Podbeskidzia i Górnika na inaugurację, w bezpośredniej ich rywalizacji nie dawałem szans na sukces tym pierwszym. Już w trzeciej minucie dostałem tego potwierdzenie.
W jednej z prywatnych rozmów przed spotkaniem, na stadionie, przekazałem mojemu interlokutorowi wizję czarnego scenariusza. Powiedziałem, że wracamy do punktu wyjścia sprzed roku. Wtedy po czterech kolejkach zespół Roberta Kasperczyka miał na swoim koncie dwa punkty. Minimalna porażka w Białymstoku, remis u siebie z Wisłą - jeszcze Michała Probierza, prowadzenie przy Łazienkowskiej z Legią, ale porażka 1:3, w końcu remis z mistrzem kraju Śląskiem na własnym obiekcie 1:1. Drużyna na dobre zakotwiczyła na dole tabeli i wyszła z niego dopiero w przedostatniej kolejce! Kasperczyk ciągle pracował, ale to była już agonia jego koncepcji… Dalszy ciąg znacie.
Teraz „Góralom” grozi taka sama zdobycz po czterech występach - w wersji optymistycznej. Rozkład gier plus klasa przeciwników są bardzo podobne do tej z poprzedniej jesieni. A nawet wtedy byli to rywale mocniejsi. Porażkę na Legii każdy o zdrowym rozsądku musi brać pod uwagę. Trzeba będzie „zapunktować” z Zagłębiem, które z nowym trenerem może być jednak silniejsze. Tym bardziej, że w najbliższy weekend „Miedziowi” grają z Lechem…
Perspektywa powtórki sprzed roku nie jest zbyt atrakcyjna. Nie po to w Bielsku-Białej stoczono heroiczny bój o ekstraklasową egzystencję, by teraz powielać te same błędy. Wrócić do sytuacji z ubiegłej jesieni.
Sztab szkoleniowy tłumaczy się, że z Górnikiem nie mogli zagrać: Marcin Wodecki (ale ligę planowano raczej bez jego obecności, poza tym wiadomo, że z zabrzanami i tak byłby niedostępny ze względu na klauzulę), Richard Zajac (wydawało mi się, że to Ladislav Rybansky miał być numerem jeden), Damian Chmiel (uraz zawsze trzeba kalkulować, to normalne w piłce) czy Tomasz Górkiewicz (chciałbym się dowiedzieć, dlaczego już w pierwszym meczu złapał mięśniową kontuzję?). Wracać do tematu odejścia Roberta Demjana też nie ma sensu. Król strzelców z czternastego zespołu tabeli na dziesięć przypadków zawsze odejdzie. Czy faktycznie nikt z testowanych „napadziorów” nie zasłużył, by grać w Podbeskidziu na „dziewiątce”? A ci z proponowanych klubowi i nawet nie sprawdzonych, z niewiadomych przyczyn?
Ktoś może powiedzieć, że nie ma co dramatyzować, bo to dopiero dwie kolejki. Że Śląsk też ma punkt, że niżej są Zawisza i Zagłębie.
Ja jednak przeżywam swoiste deja vu. Oby było to tylko koszmar ze złych snów. W innym razie pobudka nie będzie za przyjemna. Głowa będzie boleć wszystkich, którym Podbeskidzie leży na sercu.
PS. Od dziś rozpoczynam obserwację piłkarzy, którzy z różnych powodów nie dostali szansy w Podbeskidziu. Albo nie przeszli testów, albo nawet nie chciano ich wypróbować.
Idrissa Cisse (Energetyk ROW Rybnik) – gol z Termalicą Bruk Bet Nieciecza; 2:2.
Grzegorz Piesio (Dolcan Ząbki) – dwa gole, asysta – i niewykorzystany rzut karny z Olimpią Grudziądz; 5:0.
Rafał Leszczyński (Dolcan Ząbki) - czyste konto w meczu z Olimpią.