O ile początek meczu nie zwiastował pogromu, to po upływie badawczego kwadransa gospodarze na murawie panowali niepodzielnie. A wszystko zapoczątkował fenomenalny strzał z okolic 35. metrów Patryka Pawlusa, którego Kamil Kawa nie miał prawa obronić. To, co wydarzyło się między 37. a 57. minutą rywalizacji trudno określić inaczej, aniżeli mianem tytułowej „demolki”. Mateusz Janik skompletował wówczas hat-tricka, w tym po „11” podyktowanej za faul na Igorze Handzliku oraz precyzyjnej „centrze” Karola Kubieńca. Identyczny i jakże okazały dorobek strzelecki stał się udziałem przywołanego Handzlika, bezlitośnie wykorzystującego wszelakie błędy Spójni w defensywie.

Goście z Zebrzydowic dopiero w 82. minucie doczekali się bramki ratującej honor. Michał Krehut „na raty” pokonał golkipera GKS-u, co nijak nie zmieniło obrazu sobotniej konfrontacji. Ale czy mogła być ona inna, gdy w składzie, jakim dysponował dziś trener Piotr Puda znalazło się aż 2 bramkarzy – Miłosz Śnieżek i Radosław Kalisz – poza swoją nominalną pozycją?

Na konto „Fiodorów” dopiero w kolejce numer 5. powędrowało premierowe w tym sezonie zwycięstwo. – Byliśmy wreszcie skuteczni i rozkręciliśmy się po nerwowym otwarciu gry, gdy widać było, że ciąży nam seria bez wygranej. Popadało dziś solidnie i to nie tylko z nieba, ale i golami z naszej strony – skwitował trener radziechowian Sebastian Gruszfeld.