Kibice opuszczający obiekt w Drogomyślu nie mogli czuć się zawiedzeni. W sobotnim meczu było bowiem wszystko, co dobre widowisko zawierać powinno. Co najważniejsze – były i gole, a tych gospodarze zaaplikowali wiślanom aż... 8. – Funkcjonowaliśmy dziś dobrze jako zespół, grając przy tym mądrze – ocenia Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec zabójczo skutecznej Błyskawicy.

Faworyt starcia otwarcia wyniku dokonał szybko, bo w 9. minucie, gdy w typowym dla Błyskawicy stylu rzut z autu na gola zamienił Łukasz Halama. W tej odsłonie przeważający miejscowi cieszyli się jeszcze w 31. minucie po strzale zza „16” autorstwa Błażeja Bawoła. Nie zwiastowało to jednak kanonady, jakiej względem defensywy WSS drogomyślanie dopuścili się po zmianie stron.
 



Po golu Marcina Jasińskiego w 56. minucie Błyskawica wyraźnie „odjechała” konkurentowi, ale niebawem Tymoteusz Pilch po dalekim podaniu Jakuba Marekwicy i przy wsparciu Szymona Płoszaja pokonał Krzysztofa Michałowskiego. Goście zwierzyli szansę, by pokusić się w Drogomyślu o remontadę, ale równie szybko o tym planie musieli zapomnieć. W 66. minucie do strzelania goli „podłączył się” Krzysztof Koczur, protestujący futboliści z Wisły utarczki z arbitrem słono przypłacili. Wobec drugiej żółtej kartki do szatni odesłany został Płoszaj, a kilka minut później jego los podzielił Alan Cieślar, bezpardonowo faulujący Halamę. W składzie 9-osobowym ekipa z Wisły została całkowicie rozbita. Gospodarze postarali się nawet o efektowne trafienia, vide uderzenie Koczura z narożnika pola karnego w samo okienko.

– Nie rozegraliśmy jakiegoś bardzo złego spotkania, ale dało się zauważyć to, że fizycznie wyraźnie przeciwnikowi ustępowaliśmy – skwitował Tomasz Wuwer, szkoleniowiec pokonanych.